Szczycieńscy honorowi dawcy krwi są rozżaleni i oburzeni. Od kwietnia ma przestać istnieć miejscowa stacja krwiodawstwa. Krew, której żaden lek zastąpić nie może, jest marnowana, a jednocześnie potrzeba jej coraz więcej.

Agonia krwiodawstwa

Początek końca

Początek końca szczycieńskiego punktu krwiodawstwa nastąpił po wprowadzeniu reformy zdrowia w 1999 roku. W województwach utworzono centra krwiodawstwa, będące samodzielnymi placówkami zdrowia, pod które zaczęły podlegać wszystkie terenowe stacje. Centrum, analogicznie do nazwy, zaczęło centralizować proces poboru i przeróbki krwi, powoli w różny sposób ograniczając rolę terenowych punktów poboru i po kolei je likwidując. W ubiegłym roku czarne chmury zawisły nad szczycieńskim punktem poboru krwi. Liczne protesty, zarówno samych krwiodawców, jak i samorządów różnego szczebla, przedłużyły agonię, ale nie na długo. Pod koniec ubiegłego roku już było wiadomo, że punkt ma przestać istnieć. W grudniu w jego obronie stanęli miejscowi krwiodawcy i starostwo powiatowe. Nieskutecznie. Dwie pielęgniarki, które pracują w punkcie, otrzymały już wypowiedzenia, a szczycieńska stacja ma działać jedynie do końca marca.

Krwiodawców krew zalewa

- Olsztyn uzasadnia swą decyzję tym, że w ubiegłym roku punkt przyjął mało krwi, a przecież władze wojewódzkie same miały w tym największy udział. W styczniu i w lutym punkt w Szczytnie w ogóle nie był czynny, a potem tylko dwa dni w tygodniu - mówi Wiktor Czerniachowski, szef krwiodawców zrzeszonych w HDK.

W ubiegłym roku zamiar likwidacji punktu wojewódzkie władze argumentowały z kolei stanem lokalu, który nie spełniał wymaganych norm.

Bogdan Maciejewski, szczycieński krwiodawca z ponad 20-litrowym "stażem", wspomina, jak w ubiegłym roku, by utrzymać stację poboru krwi, "wyprosił" w miejscowych hurtowniach niezbędne do remontu materiały i wspólnie z dwiema zatrudnionymi w punkcie pielęgniarkami i mężem jednej z nich przystąpił do dzieła.

- Pracowaliśmy dniami i nocami, aby doprowadzić ten lokal do przyzwoitego stanu, a teraz wychodzi na to, że cały ten wysiłek i starania poszły na marne - mówi z wielkim żalem. - U nas wszystko, co dobre, to trzeba zniszczyć - komentuje Bogdan Maciejewski.

Nie chcę, ale muszę

W sześciu klubach HDK w powiecie zrzeszonych jest 640 dawców. Wspiera ich wcale niemała liczba tych, którzy nie łączą potrzeby serca z działalnością w ramach organizacji. Faktem jest jednak, że liczba pobieranej w Szczytnie krwi z roku na rok spada. W 1997 roku miejscowi dawcy oddali 778,58 l krwi i osocza, w 1999 - 623,8, w 2001 - 611,147 l, a w ubiegłym roku około 540 l.

Rację bytu, jak mówi Grażyna Kula, dyrektor Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Olsztynie, mają tylko te stacje, które przyjmują co najmniej półtora tysiąca jednostek, czyli ponad 700 litrów krwi.

Z danych olsztyńskiego Centrum wynika, że w ubiegłym roku w dniach poboru krwi, do szczycieńskiego punktu przychodziło zaledwie po kilka osób, były obsługiwane przez dwie pracownice zatrudnione na całych etatach.

Argumenty, uzasadniające zmiany w systemie krwiodawstwa, są dwojakiego rodzaju. Z jednej strony ważną rolę odgrywa ekonomia. Jak wyjaśnia dyrektor Centrum, krew, po przerobieniu trafia do szpitali, które płacą za nią średnio około 100 zł za jednostkę. Jest to stawka odgórnie ustalona przez ministra zdrowia i ma pokrywać koszty poboru i przetwórstwa krwi.

- Moją rolą jest zatem podejmowanie takich działań, także reorganizacyjnych, by się w tej stawce zmieścić - mówi Grażyna Kula, nie dodając jednak, że cena ministerialna obowiązuje dopiero od tego roku. Wcześniej centra krwiodawstwa ustalały stawki według własnych kryteriów i zasad.

Dyrektor Kula podkreśla, że punkty, w których krew podlega obróbce, muszą spełniać bardzo rygorystyczne warunki, podobnie jak sprzęt do tej przeróbki wykorzystywany.

- W pomieszczeniach szczycieńskiej stacji nie byłoby nawet miejsca na to wszystko, co powinno się w niej znajdować, by mogła ona w pełni samodzielnie funkcjonować - wyjaśnia, ale milczeniem pomija fakt, że kierowane przez nią Centrum pozbawiło szczycieński punkt sporej liczby odpowiedniego sprzętu, którym on dysponował.

Sanitarne i techniczne wymagania szczegółowo określone są w ustawach i rozporządzeniach, a te Centrum musi ściśle przestrzegać.

- Nasze województwo należy do nielicznego grona tych, które mają jeszcze dość dużą liczbę punktów (14 - przyp. H.B.). Na przykład w podlaskiem jest ich tylko cztery - mówi dyrektor Kula.

Krwiodawcy będą mieli do wyboru albo wyjazd do Olsztyna, albo też oczekiwanie na "lotną brygadę", czyli zespół medyczny ze stolicy województwa, który raz na jakiś czas, akcyjnie, będzie do miasta przyjeżdżał tylko po to, by pobrać krew. Jak twierdzi dyrektor Kula w innych rejonach województwa ten system zdaje egzamin. Jednocześnie przyznaje, że stacjonarne punkty pobrań znacznie lepiej spełniają swoją rolę niż "lotne brygady".

- Personel takiego punktu doskonale zna "swoich" krwiodawców - przyznaje dyrektor. - Bardzo dobrze układa się ich współpraca z klubami HDK, ale niestety, funkcjonowanie dotychczasowej formy "obsługi" krwiodawstwa w ramach systemu wprowadzonego reformą zdrowia sprzed czterech lat nie jest możliwe.

Szpitalom też ciężko

Obecnie jest tak, że jedna z karetek, którymi dysponuje szczycieńskie pogotowie jeździ do Olsztyna dwa - trzy razy dziennie po kilka woreczków krwi. Często taki transport zajmuje nawet kilka godzin, bo na miejscu np. występują problemy z wykonaniem tzw. krzyżówki, czyli doboru takiego preparatu, który akurat w danej chwili jest potrzebny operowanemu pacjentowi.

Szpital posiada własny bank krwi, choć to nazwa mocno wygórowana dla szpitalnych zapasów.

- Owszem, na wypadek jakichś mocno ekstremalnych zdarzeń, mamy niewielki zapas najbardziej uniwersalnej krwi grupy "0" i nieco preparatów krwiopochodnych, ale to nie jest rozwiązanie - mówi Marek Michniewicz, pełniący obecnie obowiązki dyrektora szpitala, z sentymentem wspominając czasy, gdy punkt krwiodawstwa podlegał szpitalowi, dysponował odpowiednim sprzętem, a w mieście mieszkali czy przebywali ludzie, na których w każdej sytuacji można było liczyć. Gdy na przykład zachodziła konieczność natychmiastowego wykonania operacji, a nie było "pod ręką" odpowiedniej ilości krwi określonej grupy, to wystarczał telefon do WSPol. czy do jednostki wojskowej w Lipowcu. Szybko organizowano tam akcję, zbierano ludzi z potrzebną grupą i było po problemie.

Podobnie negatywnie przeprowadzane zmiany ocenia Ryszard Kasprzak, przez wiele lat zastępca dyrektora szpitala ds. lecznictwa w Szczytnie. Jego zdaniem prowadzą one do upadku idei krwiodawstwa i niszczą wieloletni dorobek organizacyjny, tak służby zdrowia, jak i ruchu HDK.

- Kiedy powstało Centrum Krwiodawstwa i zmieniła się podległość naszego punktu, do Olsztyna zabrano z niego sporo specjalistycznego sprzętu. Protestowałem, ale nie miałem już na to żadnego wpływu - mówi Ryszard Kasprzak.

Szpital codziennie określa zapotrzebowanie krwi na dzień następny, na podstawie liczby i rodzaju zaplanowanych operacji. Żaden lekarz nie jest jednak prorokiem i nie jest w stanie przewidzieć z dużą dozą dokładności, ile tej krwi będzie potrzebne.

- Zakłada się zawsze "najczarniejszy scenariusz", czyli zamawia tyle krwi, żeby jej na pewno nie zabrakło. Dopiero w trakcie operacji wiadomo dokładnie czy krew w ogóle jest potrzebna i w jakiej ilości. Często więc jest tak, że pobrany z Centrum zapas nie jest wykorzystany. Dobrze, jeśli w ciągu kilku kolejnych dni nadarzy się okazja, by z zapasu skorzystać, ale nie zawsze tak jest. Wtedy krew po prostu trzeba spalić - mówi doktor Michniewicz dodając, że Centrum nie przyjmuje zwrotów. W ubiegłym roku za zakupioną w Centrum krew szpital zapłacił 89.866,64 zł. Wartość tej, którą trzeba było zniszczyć sięgała 2.386,34 zł.

Negocjacje trwają

Jak mówi doktor Michniewicz, a potwierdza dyrektor Kula, istnieje możliwość, by szczycieński punkt krwiodawstwa działał jeden dzień w tygodniu. Zwolnione z pracy pielęgniarki nadal zajmowałyby się poborem krwi, ale na innych warunkach: jedna, którą ewentualnie ma zatrudnić szpital, byłaby z niego odpłatnie "wypożyczana" dla Centrum Krwiodawstwa, z drugą, która nabywa prawo do zasiłku przedemerytalnego, centrum zawrze umowę - zlecenie.

Można jednak przypuszczać, że nawet jeśli taka forma dalszego istnienia punktu krwiodawstwa w Szczytnie zostanie utrzymana, to też nie na długo. Dotychczasowe działania jednoznacznie wskazują na to, że ostatecznym celem jest całkowita jego likwidacja.

Stare wróci

Przed reformą służby zdrowia, gdy punkty krwiodawstwa pozostawały w strukturach szpitala, krew pobierana w Szczytnie nie tylko wystarczała na miejscowe potrzeby, ale występował też nadmiar, który zasilał bank krwi. Jeśli nawet jakaś kropla tego niezastępowalnego niczym leku była marnowana, to w ilościach bardzo niewielkich i sporadycznie. A zapotrzebowanie na krew, jak mówi dyrektor Centrum Krwiodawstwa wzrasta, w stosunku do np. sytuacji sprzed 5-6 lat, nawet trzykrotnie.

Według oceny Marka Michniewicza, z centralizacją poboru, przeróbki i dystrybucji krwi będzie tak samo jak z policją.

- Kilka lat temu zlikwidowano gminne jednostki, bo miało być ekonomiczniej i skuteczniej. Teraz komisariaty wracają do gmin. Moim zdaniem podobnie będzie z krwiodawstwem - mówi doktor Michniewicz.

Halina Bielawska

2003.01.22