Redakcja

"Kurka Mazurskiego"

Boli mnie następująca sprawa.

W poniedziałek 20 stycznia chciałam się telefonicznie zarejestrować do lekarza stomatologa w Świętajnie. Pani doktor powiedziała, że nie może mnie zarejestrować radząc, żebym skontaktowała się z nią 30 stycznia, bo wtedy będzie odbywała się rejestracja pacjentów na miesiąc luty.

Zgodnie z zaleceniem szukałam kontaktu w wyznaczonym dniu. "Wisiałam na telefonie" od godz. 8.30 do 10.00. Telefon był nieczynny. W słuchawce usłyszałam "abonent czasowo niedostępny". W końcu kilka minut po 10.00 uzyskałam połączenie. Asystentka pani doktor zarejestrowała mnie na dzień 20 lutego na godz. 12.30. W wyznaczonym dniu punktualnie zgłosiłam się w gabinecie pani doktor Danuty Fabisiak. Zapytana o dolegliwości odpowiedziałam, że chciałabym zrobić "porządek z zębami" i ewentualnie w dalszej perspektywie prosić o wykonanie protezy. W odpowiedzi usłyszałam: "Dzisiaj panią przyjmę, ale na przyszłość bym nie chciała, żeby pani do mnie przyjeżdżała". Zapytałam: "Dlaczego"? Na to pani doktor: "Myślę, że pani rozumie dlaczego". Zszokowana taką odpowiedzią podziękowałam za usługę i wyszłam z gabinetu.

Po pewnym czasie, gdy nieco doszłam do siebie, pojawiło się w mojej głowie pytanie: dlaczego tak mnie potraktowano?

Czyżby powodem tego były różnice zdań na zebraniu przedwyborczym z ówczesnym kandydatem na wójta - mężem pani doktor? Nie chce mi się w to wierzyć, ale może? Czym naraziłam się jeszcze pani doktor? Co powiedziałam lub zrobiłam źle? Jaki powód miała pani stomatolog, żeby mnie tak potraktować, tym bardziej, że wcześniej byłam jej stałą pacjentką i przez dłuższy czas leczyłam u niej zęby prywatnie?

Chciałabym na te pytania otrzymać odpowiedzi. Być może "Kurek Mazurski" mógłby mi w tym pomóc. Podobno lekarze są od leczenia, a nie od tego, żeby odmawiać tej posługi.

Magdalena Lewandowska

INWAZJA MARKETÓW

Polska jest jedynym krajem w Europie, gdzie są obecnie prawie wszystkie czołowe zagraniczne sieci super i hipermarketów. Ta nadmierna, niekontrolowana ekspansja dużych, zachodnich sieci handlowych to największe zagrożenie dla polskich przedsiębiorstw branży spożywczej. Hipermarkety to element, który może przeszkodzić w utrzymaniu naszych zakładów spożywczych i zniszczyć cały trud związany z dostosowaniem się do norm Unii Europejskiej. Doświadczenia wielu państw, które o wiele dłużej mają do czynienia z rozwojem sieci handlowych pokazują, jak bardzo w tych krajach się pomylono.

Biuro Rozwoju Regionalnego w Katowicach tworząc raport na temat wpływu supermarketów na istniejącą sieć handlową skorzystało z opracowań rządowych Wielkiej Brytanii, Niemiec, Irlandii i innych krajów Unii Europejskiej. Mają one problemy z utrzymaniem równowagi na rynku pracy, po tym jak zezwoliły na rozwój sieci hipermarketów, supermarketów i dyskontów. Okazało się, że wzrost liczby zatrudnionych z chwilą otwarcia kolejnego sklepu to mit. Zdaniem brytyjskich analityków, lokalne sklepy animują rozwój rynku usług np. dostawczych. Zintegrowane sieci supermarketów potrzebują najczęściej jedynie pracowników do sklepu, angażują minimalną ilość form usługowych na danym terenie. Lokalny kupiec, który nie ma zaplecza logistycznego jest w takiej konkurencji bez szans. Polscy handlowcy nie chcą ani supermarketów, ani hipermarketów twierdząc, że zarówno jedne jak i drugie niszczą struktury lokalnego handlu.

Przepisy obowiązujące od 2002 roku dają Radzie Miejskiej możliwość przegłosowania zakazu budowy hipermarketów. Nowelizacja ustawy o zagospodarowaniu przestrzennym nakłada na miasto obowiązek przeprowadzenia prognoz skutków budowy obiektu wielkopowierzchniowego na rynek pracy, handel lokalny, komunikację i środowisko oraz daje możliwość przystąpienia do zmiany planu zagospodarowania w celu zakazu budowy hipermarketu, i to jest zapis, który daje samorządom możliwość wpływu na lokalizację tego typu obiektów. Urząd i Rada naszego miasta powinny skupić się na przygotowaniu nowego planu, w którym nie byłoby już miejsca na hipermarkety. Decyzja w sprawie budowy sklepów wielkopowierzchniowych leży zawsze w gestii urzędu i burmistrza wraz z radnymi. To właśnie oni będą decydowali co do przyszłości naszego miasta. Kupcy i rzemieślnicy miasta Szczytno wierzą w mądrość oraz rozsądek naszego burmistrza i wszystkich radnych, i oczekują trafnych decyzji.

Na podstawie materiałów prasowych opracowała

Wiesława Enerlich-Kozioł

współwłaścicielka firm PHU "Kozioł" i PH "Delta"

w Szczytnie

* * *

Jestem mieszkańcem Szczytna i postanowiłem oddać śmieci bezpośrednio na wysypisko w Linowo. Na miejscu dowiedziałem się, że odpadów od osób indywidualnych się nie przyjmuje, tylko od podmiotów gospodarczych. Nie rozumiem, dlaczego. Co mają zrobić turyści? Wiem, że nie należą do rzadkości przypadki, gdy jadą oni na wysypisko w Linowie. Tam śmieci nie są od nich przyjmowane, więc wywalają je do przydrożnych rowów czy lasu. Potem miejscowi mieszkańcy i władze narzekają na "warszawiaków", że zaśmiecają nam Mazury. Czy na pewno tylko ci turyści są temu winni?

(Andrzej Iwańczuk, Szczytno)

* * *

W efekcie domowych porządków uzbierało mi się sporo makulatury: starych gazet, książek itp. Zbyt dużo, by tak po prostu zapakować do śmietnika, bo przecież szkoda. Zadzwoniłam więc do Urzędu Miejskiego do punktu informacji, w przekonaniu, że gdzie jak gdzie, ale tam powinni wiedzieć, czy jakaś firma stare papierzyska przyjmuje. Niestety, nie wiedzieli. Ani tego czy ktoś taki w Szczytnie jest, ani tego, kto mógłby ewentualnie wiedzieć. To dość dziwne. Segregacji odpadów nie ma, bo podobno lud jest nieświadomy. A czy ktoś badał tę świadomość? Jak dotychczas to chyba nie. Gdyby jednak miał taki zamiar, to już teraz wiadomo, że powinien zacząć od miejskich urzędników.

(Barbara Zielińska, Piece)

* * *

Jak długo mieszkańcy Szczytna będą jeszcze czekać na pojemniki do segregacji śmieci? Czy obecny samorząd zamierza coś zrobić w tym kierunku (poprzedni wolał działania zwiększające estetykę miasta, ale zapomniał, że śmieci mamy coraz więcej, a turystów mniej). Boli mnie, gdy wyrzucam butelki, puszki i papier do jednego "wora". Możecie kogoś w tej materii przycisnąć? Zawsze to media.

(Mariusz Protas, Szczytno)

2003.02.26