W świecie Kręciołów.

Funkcjonująca od trzech lat nieformalna grupa rowerowa "Kręcioły" może poszczycić się uczestnictwem w różnorodnych cyklicznych imprezach. Do takich należą m.in. wyprawy na Miodobranie Kurpiowskie do Zawodzia koło Myszyńca.

Miodobranie kurpiowskie

Święto miodu

Ta wspaniała, folklorystyczna impreza cieszy się niezwykłą popularnością, a 26-letnia tradycja sprawiła, że Święto Miodu na stałe zostało wpisane do ogólnopolskiego kalendarza najważniejszych uroczystości kulturalnych. Tysiące ludzi od lat rezerwuje sobie ostatnią niedzielę sierpnia na Miodobranie.

Obchody podsumowujące trud pszczelarzy inicjuje uroczysta msza celebrowana w gotyckiej kolegiacie myszynieckiej. Po jej zakończeniu barwny korowód furmanek przemieszcza się do Zawodzia oddalonego o 3 kilometry od Myszyńca. Zwykle piękna pogoda sprzyja organizatorom Miodobrania, którzy niczym pracowite pszczółki wszystko wspaniale przygotowują.

Bartnikowe wspinaczki

Niestety, w tym roku aura kaprysiła, ale nawet deszcz nie był w stanie powstrzymać turystów. Tłumnie zjechali ze wszystkich stron, by odwiedzić stoiska z pieczywem regionalnym, z miodami pszczelarskimi i pitnymi, skosztować tradycyjnych potraw kurpiowskich lub po prostu popatrzeć na występy zespołów ludowych. Można też było poznać tradycje bartnictwa - najbardziej rozpowszechnionego zajęcia ludności napływającej do Puszczy Zielonej. Dowiedzieć się, że praca bartnika wymagała dużej zręczności i była bardzo ciężka. Barcie lokowano w drzewach na znacznych wysokościach. Do wspinaczki bartnikowi służyło "leziwo" - podwójny sznur spleciony z konopi i łyka z doczepioną drewnianą deseczką, na której siedział podczas wykonywania pracy. Bartnik musiał być silny, odważny i w każdej chwili gotowy na spotkanie z największym łasuchem i rozbójnikiem - niedźwiedziem. Dlatego też oprócz topora trzymał za pazuchą piersióweczkę z miodóweczką. Łyk takiej mikstury nie tylko go krzepił, ale i dodawał animuszu, a wówczas spotkanie z prawdziwym królem boru nie było straszne. Wielokrotnie bartnik wpadał w objęcia niedźwiedzia i zawsze łyknąwszy miodóweczki wygrywał. Przynosił wówczas do domu zdobycz w postaci niedźwiedziego błamu. Ofiarował go żonie, ona w podzięce rzucała się w jego ramiona. I tak powstało stare jak świat porzekadło "robić misia", czyli wpadać w objęcia. Szczęśliwy powrót z boru był też wspaniałą okazją do spotkań towarzyskich i prezentacji miodu. Dlatego też cała bartnia brać hucznie świętowała zakończenie prac.

I choć bartnictwo z czasem zostało zlikwidowane, to mieszkańcy Puszczy Zielonej przywiązani do tradycji kontynuują trud przodków zajmując się pasiecznictwem. I mimo iż hodowlą pszczół parają się mieszkańcy różnych regionów Polski, to kurpiowszczyzna słynie jako kraina "miodem płynąca", a Kurpiowskie Miodobranie od lat gromadzi tłumy ludzi.

Fotka z politykiem

Częstymi gośćmi Polany w Zawodziu - przemienionej w jeden wielki jarmark - są politycy. Kurpiowskie święto swoją obecnością zaznaczają panowie: Jarosław Kalinowski i Józef Oleksy. Politycy nie stronią od wspólnych fotografii z turystami i chętnie pozują do "misia". Niestety, sesja zdjęciowa w tym roku była krótka. Kryjąc się przed deszczem odjechali na uroczysty obiad. Na szczęście mamy ubiegłoroczne zdjęcia z politykami, a do fotki stanęliśmy także ze sprzedającymi miód misiami.

Grażyna Saj-Klocek

2003.09.10