Gwałtowny skok temperatury (z minusowych na plusowe), jaki nastąpił w nocy z 13 na 14 stycznia spowodował błyskawiczne topnienie śniegu. Wielkie ilości roztopowej wody dały się ostro we znaki niektórym mieszkańcom Szczytna.

Podtopione miasto

Pierwszy sygnał o niespodziewanym napływie wody miejscowa straż pożarna otrzymała o 1.00 w nocy, w środę 15 stycznia. Pomocy potrzebowali mieszkańcy bloku położonego przy ul. Leyka 14, gdzie woda podeszła niebezpiecznie blisko progów, grożąc zalaniem mieszkań. Akcja przyniosła poprawę sytuacji, ale nie na długo, bo o godz. 10.45 wezwano tutaj strażaków ponownie.

Nagła odwilż spowodowała zalanie także piwnic dwóch domków położonych przy ul. Moniuszki i Piłsudskiego oraz garaży, m.in. przy ul. Poznańskiej 7, a także tych usytuowanych przy ul. Leyka. W środę w godzinach popołudniowych wody przestały się podnosić, co zażegnało niebezpieczeństwo lokalnych powodzi.

Niezwykle zdziwiony obecnością wody i to nieomal w centrum miasta, bo na ul. Kościuszki 7, był właściciel tamtejszego zakładu fotograficznego.

- Rzadko wychodzę na podwórko, bo większość czasu spędzam w zakładzie, ale kiedy zapragnąłem na nie wyjść, okazało się, że nie można, bo całe stoi pod wodą! - powiedział "Kurkowi" Stanisław Ikaniewicz.

Spore kałuże tworzyły się również na placu Juranda.

Dom - okręt

Najbardziej we znaki woda roztopowa dała się mieszkańcom domu położonego przy ul. Mrongowiusza 3. Budynek stojący w znacznym obniżeniu terenu w nocy z wtorku na środę (14/15 stycznia) otoczyła zewsząd woda. Budzący się ze snu lokatorzy, przeżyli chwile prawdziwej grozy.

Woda napierała na budynek wypływając poprzez przepust drogowy, odprowadzający jej nadmiar ze sporego jeziorka, jakie utworzyło się po przeciwnej stronie ulicy. Powstało ono wskutek spływu skumulowanych mas wodnych pochodzących z roztopionego śniegu, jaki pokrywał pola i łąki leżące na nieodległych terenach Lipowej Góry Zachodniej.

Te masy wody opływając budynek wartkim strumieniem, wdarły się do klatek schodowych zalewając je do wysokości ok. 40 cm. Mieszkania w tym nietypowym budynku położone są znacznie wyżej niż wejścia do klatek schodowych i tylko dzięki temu woda nie wtargnęła do pokojów, gdzie spali ludzie. Szczęściem wody nie podnosiły się już więcej, ale niemałe kłopoty mieli ci, którzy rankiem zapragnęli wyjść z budynku. Nie tylko bowiem zalane były klatki schodowe, ale i wszystko dookoła.

Potrzeba jest jednak matką wynalazków - ktoś wpadł na pomysł, aby na nogi naciągnąć foliowe worki na śmieci i tym sposobem spróbować przebrnąć przez toń. Udało się, więc zaraz znaleźli się naśladowcy, choć byli i tacy, którzy opuszczali budynek przez okno - tak bardzo spieszyli się do pracy.

Na drugą szczęśliwą okoliczność złożyło się to, iż w budynku nie ma piwnic, są jedynie niewielkie pomieszczenia pod schodami, tzw. wózkownie. Mieszkańcy nie ponieśli więc strat z powodu zniszczenie tego, co się zazwyczaj w piwnicy znajduje.

Od środowego poranka pracowali tu wezwani na pomoc strażacy i brygada z TBS-u, więc żywioł po kilku godzinach został opanowany.

Wejścia do klatek obłożono workami z piaskiem, tamując w ten sposób napływ wody do wnętrza i na bieżąco czyszczono wlot do kolektora burzowego, który co i raz zapychał się, bo woda niosła z sobą rozmaite zanieczyszczenia.

Nieszczęśliwa lokalizacja

Ta lokalna powódź nie była pierwszą w tym miejscu. 6 lat temu również budynek zalała woda, a jej lustro sięgało jeszcze wyższej. W klatkach schodowych stała woda głęboka na 60 cm i brakowało bardzo niewiele, by wdarła się do mieszkań.

Ówczesny burmistrz Andrzej Kijewski obiecał pomóc mieszkańcom deklarując budowę kolektora odpływowego, by - jak podkreślił - sytuacja taka nie powtórzyła się więcej.

Kolektor wybudowano, choć dopiero po kilku latach, podniesiono również poziom przydomowego chodnika (o 20 cm), ale na niewiele to wszystko się zdało. Gdy nastąpiła błyskawiczna odwilż, a grunt pozostał przemarznięty, napływającej masy wód nie mógł odebrać najsprawniejszy nawet kolektor burzowy.

Nagłe zmiany pogodowe mogą powodować sytuacje, nad którymi człowiek nie jest w stanie zapanować, mimo całych posiadanych zdobyczy technicznych.

- Ale z drugiej strony, kto wymyślił, żeby wybudować blok w takim zapadlisku - skomentował jeden z mieszkańców budynku.

Marek J. Plitt

2003.01.22