Pełne wyrzeczeń będą najbliższe lata dla samorządu pasymskiego. Zadłużona po uszy gmina nie ma szans na większe inwestycje.

- Wspólnie musimy zjeść tę żabę - oznajmił radnym Pasymia skarbnik Arkadiusz Młyńczak.

Radni jedzą żabę

Umoczyli i mają w plecy

Podczas ostatniej sesji Rady Miejskiej w Pasymiu nowy skarbnik Arkadiusz Młyńczak zapoznał radnych z sytuacją finansową gminy. Stan jej jest krytyczny, a przyczyn skarbnik doszukuje się w nonszalanckiej polityce poprzednich władz.

Na początku stycznia, gdy objął stanowisko, na rachunku bankowym Pasym miał tylko 135 tys. zł, za to saldo zobowiązań było blisko czterokrotnie większe. Na jego biurku leżały nieopłacone faktury z roku ubiegłego, na uregulowanie czekały m.in. należności wobec ZUS oraz odsetki od czterech kredytów bankowych.

Skarbnik wytykał ekipie Nosowicza niewłaściwe spożytkowanie 48 tys. zł pozyskanych z koncesji na sprzedaż alkoholu. Powinny być one wydatkowane na cele przewidziane w ustawie o przeciwdziałaniu alkoholizmowi. Tymczasem, jak informował Młyńczak, "pieniądze przejedzono" na inne zadania. W konsekwencji samorząd pasymski będzie musiał w tym roku wygospodarować dodatkowo kwotę 48 tys. zł i wydać ją (łącznie z planowanymi wcześniej 110 tys. zł) na zadania "antyalkoholowe".

Skarbnik ujawnił też, że gmina zaciągała kredyty bez wcześniejszych analiz kursów walut.

- Jeśli się ich nie analizuje, to można nieźle umoczyć. Przez to, że wzięliśmy kredyt w euro mamy w plecy 0,5 mln zł - smutne wieści przekazywał skarbnik.

W sumie ubiegłoroczne dochody wyniosły 7,139 mln zł, o blisko 800 tys. zł mniej niż planowano.

- Pod nierealnie określone dochody zaciągano zobowiązania, dokonywano zakupów, za które później nie płacono. Powstała dziura budżetowa. Teraz musimy zjeść tę żabę - przedstawiał skarbnik najbliższą perspektywę radnym.

Budżet na miarę pączka

Tegoroczny budżet Arkadiusz Młyńczak określił jako bardzo napięty, stojący na krawędzi możliwości realizacji. Gmina jest poważnie zadłużona. Na koniec ubr. stan zadłużenia wynosił aż 68,65% (dochody - 7,1 mln zł, kredyty - 4,9 mln zł).

Dochody gminy mają wynieść 7,777 mln zł. Z kolei wydatki szacuje się na 7,539 mln zł. Ponad połowę z nich (3,840 mln zł) pochłoną wynagrodzenia w jednostkach budżetowych i pochodne od nich. Po uwzględnieniu koniecznych do spłaty rat kredytów w wysokości 773 tys. zł (planuje się, że zadłużenie zmaleje do 59,95%), rodzi się deficyt, którego pokryciem ma być z kolei niewykorzystana część długoterminowego kredytu bankowego zaciągniętego w czerwcu ubr. na budowę gimnazjum i obiektów sportowych. Na realizację tego zadania gmina zabiega także o 406 tys. zł w MEN. Łącznie w tym roku największa i jedyna tegoroczna inwestycja pasymska pochłonie 941 tys. zł.

- Dla tego budżetu, wierzcie mi, nie ma alternatywy - przekonywał radnych skarbnik, ostrzegając, że jakiekolwiek w nim zmiany doprowadzą do tego, że we wrześniu gmina przestanie funkcjonować.

Argumenty skarbnika przekonały radną Halinę Gadomską, przewodniczącą komisji budżetowej.

- Dobrze, że zostało jeszcze parę groszy w budżecie i będzie można wegetować - mówiła radna porównując aktualną sytuację finansową gminy do połowy lat 60. ubiegłego wieku.

Nieufna była natomiast radna Marianna Tańska.

- Nie będę wybebeszać pewnych spraw, bo nie chcę podstawiać nóg - mówiła radna. - Chciałabym natomiast od pani burmistrz i skarbnika usłyszeć trochę prawdy.

Widocznie radna usłyszała ją w trakcie zarządzonej przerwy, bowiem w głosowaniu nad budżetem tylko przy jednym głosie wstrzymującym radnej Jolanty Jusis-Szpary rada uchwaliła budżet.

Tuż po głosowaniu wiceprzewodniczący rady Bernard Mius zachęcał swoje koleżanki i kolegów do próbowania wystawionych na stołach miniaturowych pączków.

- Są one na miarę naszego budżetu - dopowiadał radny Mius.

Odłożony handel

Na forum rady trafił projekt uchwały określającej czas pracy placówek handlowych. Według niego sklepy nie mogłyby być czynne w godzinach 22-6. Do tej pory nie było na ten temat żadnych miejscowych uregulowań.

- Godziny otwarcia placówek powinny być jasno określone, od której do której - uzasadniała swoją propozycję burmistrz Kobylińska zastrzegając, że rada mogłaby czynić jedynie wyjątki.

Przeciwnego zdania była przewodnicząca rady Brygida Starczak.

- Nie powinniśmy wprowadzać żadnych ograniczeń - mówiła podkreślając, że takie stanowisko jednomyślnie zajęli radni na posiedzeniach komisji rady.

Poparł ją prezes GS-u Władysław Kocenko.

- Te sprawy reguluje kodeks pracy, nie od tego jest rada czy burmistrz - mówił prezes.

- Niepodjęcie takiej uchwały może skutkować pojawieniem się anarchii w naszej gminie - broniła swoich racji Kobylińska. - Moim obowiązkiem jest dbanie o obywateli - podkreślała.

Ostatecznie jednak przyjęto propozycję radnego Andrzeja Gralczyka, aby sprawę przeanalizować raz jeszcze, a do tematu wrócić na następnej sesji.

Bez zastępcy

Do tej pory burmistrz Kobylińska nie powołała jeszcze swego zastępcy. Naturalny kandydat, obecny sekretarz Kazimierz Oleszkiewicz, nie kwapi się na to stanowisko, bowiem musiałby zrezygnować z mandatu radnego powiatowego.

- Brak wiceburmistrza może spowodować poważne zakłócenia w pracy i funkcjonowaniu administracji gminnej - uprzedzała radnych Kobylińska.

W przypadku jej nieobecności w pracy nikt z pracowników urzędu, łącznie z sekretarzem, nie może podpisywać aktów notarialnych, wydawać zarządzeń czy dokonywać zmian w budżecie. Mimo przedstawionych zagrożeń, burmistrz Kobylińska zapowiedziała jednak, że w najbliższych miesiącach nie zamierza powoływać wiceburmistrza.

(olan)

2003.03.26