Krótkie, nieco ponad 9-letnie życie Michałka Fuksa pełne było bólu i cierpienia. Gdy dziecko zmarło, także nie zaznało spokoju.

Śmierć nie skończyła cierpień

Dramat ojca

W środę 15 stycznia odbył się pogrzeb Michała Fuksa, który całe swoje krótkie życie o nie walczył. Choroba za chorobą, jedna poważniejsza od drugiej, niezliczone operacje, tygodnie spędzone w szpitalach. Ostatnie miesiące to próba walki z jedną z najgroźniejszych chorób - białaczką. Michała w tym boju wspomagali mieszkańcy Szczytna, przekazując pieniądze na przeszczep szpiku. Walka o życie chłopca zakończyła się klęską w niedzielne popołudnie 12 stycznia.

Umęczonemu przez choroby ciału nie dane było jednak odpocząć. Michał spoczął, zgodnie z wolą rodziny, w grobie zmarłej kilka lat temu matki, ale dopiero... trzy dni po pogrzebie.

Jak opowiada zbulwersowany ojciec dziecka, na krótko przed wyznaczoną godziną pochówku, w miejscu, gdzie miał się znajdować wykopany grób, ziała w ziemi niewielkiej głębokości dziura, po brzegi zalana wodą.

- Było może 20 minut po 9. gdy pojechałem na cmentarz. Wszystko wskazywało na to, że robotnicy dopiero co przystąpili do kopania grobu. Zdjęli zaledwie wierzchnią warstwę gruntu i powiedzieli, że więcej się nie da, bo zamarznięte - mówi Krzysztof Fuks. Jeszcze nie wierzył, że grobu nie będzie. Z cmentarza pojechał do kościoła, bo właśnie rozpoczął się różaniec. Po kilku minutach musiał odejść od trumny, by ponownie pojechać na cmentarz, tym razem w towarzystwie przedstawiciela zakładu pogrzebowego. Przy przyszłym grobie Michała nic się nie zmieniło.

Pogrążony w bólu i przerażony okolicznościami udał się do Urzędu Miejskiego z interwencją, bowiem - jak opowiada - administratorka cmentarza rozkładała przy niewykopanym dole ręce nie wiedząc co począć.

- Krystyna Lis, inspektor w wydziale gospodarki miejskiej, który nadzoruje pracę administracji cmentarza, też rozłożyła ręce - nikt nie pomyślał, by na cmentarzu zabezpieczyć jakiś "awaryjny" grób czy pieczarę na wypadek zaistnienia ekstremalnej sytuacji - relacjonuje wydarzenia Krzysztof Fuks, który w redakcji "Kurka" pojawił się w czwartkowe (dzień po pogrzebie) popołudnie.

Przyszedł, bo nadal grób nie był przygotowany.

Twierdzi, że dopiero w wyniku interwencji u burmistrza Bielinowicza, tuż przed rozpoczęciem mszy żałobnej, podjęta została decyzja: ciało Michała spocznie tymczasowo w jednym z grobowców, wybudowanych wcześniej przez prywatnego przedsiębiorcę. I tak się stało.

- W ogóle nie rozumiem, jak można nie przygotować na czas grobu - mówi rozgoryczony ojciec Michała. - Już ludzie zaczęli mówić, że matka nie chce syna do siebie przyjąć. W nocy po pogrzebie Michał przyśnił się mojej mamie. Powiedział jej, że mu jest bardzo niewygodnie w tym miejscu, gdzie leży.

Wyjątkowy spór

Pracownicy cmentarza tłumaczą to kuriozalne wydarzenie splotem wyjątkowo niesprzyjających okoliczności. Po długotrwałych mrozach, we wtorek czyli dzień przed pogrzebem przyszła gwałtowna odwilż. Ziemia była zmarznięta, a z kolei na jej powierzchni pojawiły się kaskady wody, spływającej pod lodem pokrywającym cmentarne alejki prosto do wykopu. Kilkakrotnie ją usuwano, ale nieustannie napływała nowa.

- Rozpoczęliśmy kopać już we wtorek, ale musieliśmy przerwać. W środę od samego rana dwóch robotników pracowało tylko przy tym wykopie i nie podołali. Nawet gdyby cudem udało się przekuć przez zmarzlinę, to woda w dole była nie do usunięcia. Nie mogłam się zgodzić na to, by trumnę dziecka pochować w wodzie - mówi Wiesława Sparzak, administratorka cmentarza. Zapewnia, że to ona powiadomiła ojca dziecka o zaistniałej sytuacji. Prosiła, by zgodził się na stały, ostateczny pochówek w innym miejscu. - Nowe kwatery są na zimę odpowiednio przygotowane. Przykryty grubą warstwą liści grunt nie jest przemarznięty i przygotowanie grobu dla dziecka było możliwe w bardzo szybkim i krótkim czasie. Nawet koparka już czekała.

Wolą ojca było jednak, by syn spoczął przy matce. Nie zgodził się też na propozycję, by po ceremonii pogrzebowej trumna pozostała w kaplicy (w chłodni) i złożona do grobu po jego przygotowaniu. W ostatniej niemal chwili "strony" doszły do porozumienia. Ciało Michała spoczęło "tymczasowo" w wybudowanej wcześniej pieczarze.

Urzędnicy miejscy za zasługę poczytują sobie fakt, że decyzję o tymczasowym umieszczeniu trumny z ciałem Michała w pieczarze podjęli bez zgody jej właściciela, notabene byłego burmistrza Henryka Żuchowskiego.

- Był nieuchwytny przez telefon. Powiedziałam pracownikom cmentarza, że nie mam zgody na wykorzystanie pieczary, ale na moją odpowiedzialność mają jednak dokonać pochówku właśnie do niej - mówi Krystyna Lis, inspektor w Wydziale Gospodarki Miejskiej.

Pochowany po raz drugi

Z samego rana w piątek 17 stycznia Krzysztof Fuks złożył w Urzędzie Miejskim pismo, w którym informuje burmistrza o "karygodnym niedopełnieniu obowiązków pani Lis z Wydziału Ochrony Środowiska oraz administracji Cmentarza Komunalnego". Żąda przeprosin za naruszenie spokoju zmarłego dziecka i obciążenia kosztami pogrzebu tych, którzy do tego naruszenia dopuścili.

Kopanie grobu dla Michała skończyło się w tenże piątek około godz. 11.00. Trumna z jego ciałem miała być przeniesiona z grobowca po cichu, ojciec jednak chciał tej ceremonii towarzyszyć. Mógł to zrobić dopiero po 13.00. Był wówczas na cmentarzu, posługując przy innym pochówku. Gdy wydobyto trumnę z "rezerwowego" grobowca, na życzenie ojca, została ona ustawiona na bruku cmentarnej alejki. Wieko odkręcono i lekko uchylono...

- Chcę mieć pewność, że z moim synem jest wszystko w porządku - uzasadniał swe żądanie Krzysztof Fuks. Potem grabarze przenieśli trumnę na miejsce stałego spoczynku i złożyli ją w mokrym wciąż grobie. Obecny przy ceremonii ksiądz Mirosław Rudoman po raz ostatni pożegnał Michała. W krótkim czasie wieko białej trumny pokryły grudy wciąż jeszcze przemarzniętej gliny. Uformowano nagrobek, ułożono kwiaty, ustawiono krzyż... Michała Fuksa pochowano po raz drugi.

Halina Bielawska

2003.01.22