Mieszane uczucia

W starym dowcipie - mieszane uczucia to zdarzenie, w którym niedobra teściowa rozbija się twoim nowym samochodem. Czyli trochę dobrze, a trochę źle.

Ostatnio moje uczucia są wyłącznie mieszane. I nie dotyczą teściowej, a tego, co dzieje się na świecie, w Polsce i w Szczytnie. A że najbliższa ciału koszula, od Szczytna zacznę. Naturalnie mam na myśli plany zagospodarowania miasta wieloma supermarketami.

I tu zadziwię nawet moich znajomych, bo w ślad za oświadczeniem pastora Majewskiego i ja zadeklaruję, że przy okazji pobytu w Warszawie czy Olsztynie dokonuję tam zakupów. Dlaczego? Bo...

... Z pieca spadło

...taniej

Niestety, jest to prawda. Nie będę tu przytaczał cen. Kto chce, niech sam sprawdzi. Ale do Olsztyna na zakupy nie jeżdżę, gdyż do cen artykułów musiałbym doliczyć koszt przejazdu. Może, by się to opłaciło, a może nie. Przyznaję jednak, że szczegółowej kalkulacji nie dokonałem.

Na takie ceny mogą sobie właściciele pozwolić, gdyż nie boją się konkurencji małych sklepików (je po prostu na dumping nie stać), a między właścicielami marketów, które obecnie są w Szczytnie istnieje (to tylko moje podejrzenie) jakaś cicha umowa co do marży narzucanej na sprzedawane towary. Powstanie nowych marketów zmusi ich do obniżenia cen, bo pojawi się...

...konkurencja

A nic tak dobrze rynkowi nie służy. Ile ma być tej konkurencji? Tego nikt nie wie, ale wolny rynek doskonale sobie z tym poradzi. Byle nie wtrącały się władze, a ściśle mówiąc urzędnicy (czyli ulubiony przez niektóre frakcje system nakazowo-rozdzielczy). Argument radnego Kosakowskiego, że raz dał się w Olsztynie nabrać i kupił w markecie popsute mięso, nie jest żadnym argumentem, bo ja dałem się nabrać w szczycieńskim markecie wiele razy, a to pakując do koszyka przeterminowany serek, a to chleb tostowy, którego termin przydatności mijał w godzinę po moim powrocie do domu; a raz nawet o wiele gorzej, bo połakomiłem się na taniego "szampana", co skończyło się dla mnie paskudnie, bo był skwaśniały i toast noworoczny musiałem spełnić zwyczajną berbeluchą, czyli czystą wódką. Muszę przy tym zaręczyć słowem honoru, że nie kłamię, chociaż nazwy tego marketu nie podam, bo nasze wzajemne stosunki ułożyły się na tyle, że mogę je zakwalifikować jako "ostrożnie przyjazne".

Zupełnie inną sprawą jest...

...asortyment usług

Warszawskie markety są przyjazne klientom, szczególnie samotnym (np. emerytom). Produkują bowiem pod czujnym okiem (a nie gdzieś na zapleczu) kupującego produkty, które są gotowe do spożycia na miejscu, albo półgotowe produkty do podgrzania w domu, w tym także surówki, sałatki i co tylko dusza zamarzy w cenie pojedynczej porcji nie przekraczającej 2 złotych (np. ćwiartka pieczonego kurczaka). Niektóre markety posunęły się nawet dalej, bo pieką na miejscu chleb (także np. typu "Graham" i "Steimetz") czy autentycznie chrupiące kajzerki, które pozostają chrupiące jeszcze przez dość długi czas po powrocie do domu. Na miejscu pieczone są też ciasta - bodaj największa bolączka smakoszy zamieszkujących nasze miasto.

Jak z powyższego mogłoby wynikać, jestem entuzjastą marketów. I jest to, wierzę, pogląd wielu klientów. Ale to nie do końca jest prawda, bo istnieje problem...

...miejsc pracy

I tu należy zrobić szczegółową kalkulację, ile osób są w stanie zatrudnić nowe wielkie sklepy, a ilu kupców straci źródło swoich dochodów. Radzę przy tych obliczeniach być bardzo ostrożnym, bo mały, z jednoosobową obsługą sklepik, nie jest równoznaczny z utratą jednego miejsca pracy. Jest on bowiem z reguły jedynym dochodem kilkuosobowej rodziny. To wszystko trzeba dobrze policzyć, skalkulować, starać się na tyle pomóc drobnym sklepikarzom, by byli w stanie utrzymać się mogąc liczyć tylko na zaprzyjaźnionych klientów. Jedno jest bowiem pewne: małe sklepiki, to handel "z ludzką twarzą". Często jest to więcej warte niż sam towar. Może więc pójść na...

...kompromis

i w wielkich marketach odstępować stoiska drobnym kupcom, u których prócz towaru można byłoby zasięgnąć informacji na temat plotek krążących po mieście. Małe, wyspecjalizowane stoiska, w których można by nabyć (i tylko tam właśnie) np. takie bułki czy pączki, z których bylibyśmy zadowoleni. Może to jest jakiś pomysł?

Chociaż pomysłem, który właściwie nie podlega dyskusji, jest korzyść ogółu mieszkańców miasta, więc nowy wielki sklep, ale z parkingiem, chodnikami, w otoczeniu zieleni - jednym słowem ozdoba miasta, na dodatek przyjazna ludziom. I po drugie, dobrze by było, aby właściciele odprowadzali podatki na miejscu, tu w Szczytnie, bo to dodatkowy dochód dla miasta, czyli dla nas wszystkich.

I to by była... częściowa moja opinia na temat marketów.

Marek Teschke

2003.02.26