Każdy z uczniów uczęszczających do szkoły średniej marzy o tym, aby zdać maturę. Jednak zanim młodzi ludzie na dobre popadną w egzaminacyjne stresy, czeka ich ten jeden jedyny, niepowtarzalny bal.

Bal inny niż wszystkie

Zabawa przy adapterze

"Poloneza czas zacząć..." - tymi słowami rozpoczyna się niemal każda studniówka. Dzisiejsze różnią się od tych sprzed kilkudziesięciu, a nawet kilkunastu lat. Zmieniły się przede wszystkim obyczaje.

Lidia Beszta, wieloletnia nauczycielka w SP 3 z 39-letnim stażem pracy z sentymentem wspomina swoją zabawę studniówkową, która odbyła się w 1952 r. w Liceum Ogólnokształcącym w Szczytnie. Wzięło w niej udział 21 osób, zaproszono wychowawcę i opiekuna internatu. Bawili się w klasie w małym gronie, nie obowiązywały żadne wyszukane stroje.

- Nie było poloneza. Tańczyliśmy przy muzyce puszczanej z adapteru. W tamtym okresie płyty gramofonowe były prawdziwym rarytasem. Jeśli tylko ktoś miał w domu czarny krążek, to przynosił go ze sobą. Nikt nie odważył się zabrać na bal alkoholu. Musiały wystarczyć napoje bez procentów i przekąski, które zrobili rodzice. Zabawa była bardzo udana - wspomina emerytowana nauczycielka.

Młodzieży żyjącej w XXI w. podobne bale mogą się wydawać czymś archaicznym. Z kolei część przedstawicieli starszego pokolenia nie ma najlepszego zdania na temat współczesnych zabaw. Lidia Beszta uważa np., że dzisiejsze studniówki to zbędny pokaz mody i zamożności rodziców.

Dwadzieścia lat później

Równie miłe wspomnienia z balu ma Henryk Wilga, dyrektor Środowiskowego Domu Pomocy Społecznej w Szczytnie. Jego studniówka odbyła się w 1969 r. w sali gimnastycznej Technikum Mechanicznego w Przasnyszu.

- Pomieszczenie przyozdobione było siatką rybacką, do której przyczepiono różne ozdoby. Wspólnie z nami bawili się uczniowie z zaprzyjaźnionych szkół - wspomina dyrektor Wilga.

Było bardzo uroczyście. Tańczono poloneza. Panowie ubrali się w ciemne garnitury, panie miały na sobie białe bluzeczki i czarne spódnice. Młodzież bawiła się przy muzyce zespołu grającego między innymi przeboje Krzysztofa Klenczona i Czerwonych Gitar. Zabawa trwała do 4 rano. Tu również musiało obejść się bez mocniejszych trunków.

- Mieliśmy absolutny zakaz wnoszenia alkoholu. Groziło za to wyrzucenie ze szkoły - opowiada dyrektor Wilga.

Dzisiejsze bale są drogie

Zabawy sprzed lat finansowane były z funduszy szkoły i odbywały się w salach gimnastycznych. Uczniowie sami przygotowywali poczęstunek. Teraz wynajmuje się drogi lokal. Rodzice wydają duże pieniądze na suknie, garnitury, fryzjerów.

- Za moją fryzurę, sukienkę i bal zapłacili prawie 500 zł - mówi Ola, tegoroczna maturzystka z ZS 1.

Dzisiejsze imprezy rzadko odbywają się w salach gimnastycznych. Szkoły rezerwują lokale nawet pół roku wcześniej. Te ze Szczytna organizują bale najczęściej w Ośrodku Wypoczynkowym "Kalwa" w Pasymiu, w restauracjach "Krystyna" i "Pryma" w Szczytnie.

- W "Kalwie" trzeba zapłacić 75 zł od osoby. W ramach tego jest posiłek i obsługa. Salę dekorują sami uczniowie. Cena może ulec zmianie, jeżeli są jakieś dodatkowe zamówienia - mówi Jolanta Całkowska, recepcjonistka.

W restauracji "Pryma" w Szczytnie koszt balu zależy od menu. W ubiegłym roku płacono 50 zł od osoby.

Jedyny taki wieczór...

W ZS 1 studniówkę zorganizował samorząd szkolny. Odbyła się w restauracji "Krystyna" w Korpelach. Ze względów organizacyjnych podzielona była na dwie tury.

- Bal rozpoczął się polonezem. Dziewczęta musiały być ubrane do tańca w białe bluzki i czarne spódnice, później oczywiście mogły się przebrać - powiedziała "Kurkowi" wicedyrektor ZS 1 Dorota Sadowska.

Po polonezie był posiłek. Dalszą część zabawy zapoczątkowały nauczycielsko-uczniowskie pary, które odtańczyły walca.

Z balami studniówkowymi związany jest pewien zwyczaj. Tego wieczoru żadna uczennica nie może zapomnieć o specyficznym "amulecie". Aby pomyślnie zdać maturę, trzeba mieć na balu czerwoną bieliznę, którą kolejny raz można założyć dopiero na egzamin dojrzałości.

Cała studniówka jest dużym wydatkiem, ale taka okazja zdarza się tylko raz w życiu. Następne bale mogą być równie piękne i wystawne, ale na pewno nie będą towarzyszyć im takie emocje. Przecież do najważniejszego egzaminu w życiu pozostało już tylko 100 dni.

Anna Jakobsze

2005.02.02