Ci, którzy zużywają najmniej gazu, muszą czekać na inkasenta po trzy, cztery miesiące. Przez ten czas zbiera się całkiem pokaźna kwota, przekraczająca możliwości skromnych, domowych budżetów najuboższych mieszkańców miasta. Dodatkowym utrudnieniem jest także likwidacja punktu kasowego w gazowni.

Czekając na inkasenta

LICZY SIĘ KAŻDY GROSZ

Mieszkanka ulicy Solidarności, Danuta Ratajszczak jest emerytką. Jak sama mówi, liczy dokładnie każdy grosz, bo po opłaceniu wszystkich rachunków niewiele jej zostaje. Ostatnią fakturę za gaz otrzymała w czerwcu. Przedłużające się oczekiwanie na rachunek mocno ją zaniepokoiło.

- Wcześniej pracownicy gazowni spisywali liczniki co dwa miesiące. Boję się, że kiedy przyjdzie mi zapłacić za tak długi okres, po prostu nie będzie mnie stać - żali się kobieta. Jak mówi, w podobnej sytuacji znajduje się wielu jej sąsiadów z osiedla. Dodatkową bolączką jest także likwidacja punktu kasowego w gazowni. Przestał on działać od 1 czerwca. Teraz opłaty trzeba uiszczać w bankach lub na poczcie, wydając dodatkowo około 2 złotych.

- Dla kogoś, kto ma większe dochody to niewielka kwota, ale dla mnie to dwa bochenki chleba - mówi pani Danuta.

KLIENT NIE INKASENT

Kobieta kilka razy interweniowała w gazowni. Od pracowników zakładu usłyszała, że może sama spisać licznik i zgłosić się po fakturę. Takie rozwiązanie nie bardzo jej jednak odpowiada.

- Jestem tylko zwykłym użytkownikiem gazu, a nie inkasentem. Z jakiej racji mam kogoś wyręczać? Poza tym w naszym bloku liczniki znajdują się wysoko na klatce schodowej, więc dokonanie odczytu nie jest takie proste - mówi emerytka.

Żadnego problemu nie widzi natomiast kierownictwo Zakładu Gazowniczego w Olsztynie.

- Tam, gdzie zużycie gazu jest najmniejsze, spisujemy liczniki rzadziej, bo co dwa, trzy miesiące. Jednak klient, który chce dokonać opłaty szybciej, może w każdej chwili odczytać licznik i opłacić rachunek w gazowni - twierdzi zastępca dyrektora oddziału ds. handlowych Jarosław Kosin. Jego zdaniem rzadsze wizyty inkasentów nie muszą oznaczać wyższych rachunków.

- Co miesiąc można przecież odłożyć te 20 zł i wtedy nie ma problemu z opłaceniem całości nawet po kilku miesiącach - uważa.

Taka argumentacja irytuje panią Danutę.

- Ciekawe, z czego mam odłożyć tę sumę, skoro ledwo wiążę koniec z końcem - mówi kobieta.

JEDEN NA CAŁE MIASTO

Dyrektor nie wyklucza jednak, że mogą się pojawić dłuższe niż dwu- czy trzymiesięczne opóźnienia w odczytach wynikające z tego, że w Szczytnie liczniki spisuje tylko jeden inkasent. Czasem po prostu nie zdąży on dotrzeć do każdego gospodarstwa domowego na czas. Warto wspomnieć, że w mieście jest ok. 8 tys. odbiorców gazu. Jarosław Kosin przyznaje, że jeden pracownik w tej sytuacji to za mało.

- Wkrótce przeprowadzimy zmiany organizacyjne zmierzające do usprawnienia odczytów gazomierzy w Szczytnie - zapewnia dyrektor.

STAWIAJĄ NA DYSPOZYCYJNOŚĆ

Z kolei zamknięcie kasy Jarosław Kosin tłumaczy wymogami, jakie przed firmą stawia wolnorynkowa rzeczywistość.

- Musimy wysyłać naszych pracowników w teren, pozyskiwać nowych klientów i koncentrować się na działalności marketingowej. Stawiamy na dyspozycyjność, a kasjerka spędzająca cały dzień przy okienku nie mogła się nią wykazać - twierdzi. Dodaje, że skargi na zlikwidowanie punktu kasowego nie mają większego uzasadnienia, bo wynikają raczej z przyzwyczajenia niż chęci zaoszczędzenia kilku złotych, które trzeba wydać na poczcie czy w banku.

- Nie wierzę, że tak rentowny zakład nie może sobie pozwolić na utrzymywanie punktu kasowego, który i tak finansowaliśmy my, z naszych opłat. Wygląda na to, że to nie oni są dla nas, lecz odwrotnie - kwituje wyjaśnienia dyrektora pani Danuta.

Ewa Kułakowska

2005.10.12