Ani wiatr, ani deszcz nie stanowiły przeszkody dla młodych mieszkanek Jedwabna w odprawieniu świętojańskiego rytuału. Wierzeniom stało się zadość, wianki porwały fale jeziora, a dziewczętom zostało jedynie czekać na pięknych młodzianów, którzy owe wianki wyłowią.

Deszczowe wianki

Wieczór wróżb i czarów

Gminny Ośrodek Kultury w Jedwabnie kontynuuje wypracowaną już tradycje organizowania imprez niesztampowych. Tym razem, w sobotni wieczór 21 czerwca, mieszkańcy gminy i przybywający już na jej teren turyści, zostali zaproszeni do udziału w starosłowiańskim obrządku wróżb i czarów, mających swą moc tylko w tę jedną, najkrótszą w roku noc.

Dawny obyczaj nakazywał dziewczętom zebrać na łące pęki ziół, koniecznie w siedmiu gatunkach. Część z nich należało spalić w ogniu, by odpędzić złe moce czarownic i zapewnić domostwu dostatek, a sercom spokój i miłość. Z ziół i kwiecia musiały być też uplecione wianki. Każda z dziewcząt swe dzieło puszczała na wodę z nadzieją i przekonaniem, że ten, który go z nurtów wyłowi, zapała do panny płomiennym uczuciem.

To wszystko, wyciągnięte z mroków najdawniejszej historii, miało ukazać się oczom publiki, zgromadzonej na gościnnej łące pensjonatu Zielone w Nartach.

Przy ognisku

Początkowa aura nie była łaskawa, ale gdy tylko chwilowo ustały opady, przy ognisku kilkanaście młodziutkich dziewcząt pokazało niezbyt licznej, niestety (deszcz miał i takie swoje żniwo) publiczności, jak ich prababcie dbały o swoją i rodzin przyszłość. Odziane w białe, powiewne szaty, jak nakazywał obyczaj, przedstawiły tańcem, wierszem i pieśnią rytuał zbierania i palenia ziół i wicia wianków. Także męska młódź wcieliła się w role swych dziadów, najpierw towarzysząc dziewczętom z ukrycia, podglądając i podsłuchując ich zwierzenia i modły, a następnie popisując się przed pannami brawurą i odwagą, skacząc przez ogień. Nie zabrakło zresztą śmiałków także wśród publiczności. Nad ogniskiem brykali i starzy i młodzi, niezależnie od płci, aż nadszedł czas, by towarzyszyć dziewczętom w dalszej części inscenizacji, już nad brzegiem jeziora, a dokładniej w jego wodach.

Wianki wśród fal

W nurty jeziora, mimo dość chłodnej pogody, pognała cała młódź. Na początku, oczywiście, nadobne dziewoje, które na płatach kory, rozświetlonych świeczkami, umieściły swoje wianki, a następnie całą tę konstrukcję kładły delikatnie na jeziorną toń, popychając na fale tak, by one i wiatr dokonały reszty. Starodawny obrządek musiał mieć w sobie czarodziejską moc, bo panny zapomniały, że są "tylko" aktorkami w spektaklu. Nie bacząc na moczone suknie, brnęły na otwarte wody, dla większej pewności, że ich wianki nie znikną w przybrzeżnych szuwarach, a popłyną w dal. Wianki puszczały zresztą nie tylko członkinie aktorskiego zespołu, ale także panny z publiki.

Pomysł i chęć do pracy

I dopiero, gdy zziębnięci aktorzy i widzowie rozgrzali się kawą, herbatą oraz wyśmienitą grochówką, serwowaną przez właścicielkę pensjonatu i jej pracownice, znów lunął deszcz.

Wtedy już jednak nikomu nie przeszkadzał. Z łaskawej ostatecznie aury najbardziej cieszyła się sprawczyni całego zamieszania, czyli dyrektor GOK w Jedwabnie Anna Sarnowska.

- Dzieci sporo się napracowały, by przygotować przedstawienie, więc szkoda by było, gdyby się ono nie powiodło - powiedziała "Kurkowi" przytakując stwierdzeniu, że nie jest sztuką, przy byle jakiej okazji, zorganizować mniej czy bardziej byle jaki koncert. Sztuką jest stworzyć coś innego, niebanalnego, bez posmaku wszechogarniającej komercji.

- Tak naprawdę to wcale nie jest takie trudne. Trzeba mieć tylko pomysł i... chęć do pracy - dodała kierownik GOK, a sobotnia, świętojańska impreza dowodzi, że pani Ani ani jednego, ani drugiego nie brakuje.

Halina Bielawska

2003.06.25