odc. 139

Tak nam się już społeczeństwo rozhulało, że nie ma mowy, aby jakaś decyzja władzy pozostała bez echa. Nawet jeżeli jest to władza na poziomie zarządu ogródków działkowych. Elektorat czuwa! I nie ma znaczenia czy publiczne wypowiedzi miasteczkowych prominentów dotyczą kwestii ważnych, można powiedzieć strategicznych, czy też spraw jednostkowych, dotyczących pojedynczych obywateli naszego Mieszczna. Społeczeństwo mamy możliwie, że przypadkowe, lecz bystre niezmiernie. Warto więc posłuchać jak ostatnie wystąpienia mieszczneńskiej władzy zostały skomentowane w środowisku najbardziej reprezentatywnym, czyli skupionym wokół rynku. W dobrze nam od lat znanym barze „Siwucha” spotkali się jak co dzień starzy znajomi. Lokalny biznes reprezentuje tu pan Franciszek Baczko, branża przetwórcza, a konkretnie utylizacja odpadów. Na skalę już prawie przemysłową. Młodzież, czyli Rudy to handel, może nie zawsze w całkowitej zgodzie z przepisami celnymi i skarbowymi, ale obrót bezakcyzowymi lizakami niejednego już doprowadził daleko. Niektórych na Wiejską w Warszawie, innych na Smutną w Łodzi. Wreszcie w tym zacnym towarzystwie mamy też przedstawiciela administracji publicznej jak najbardziej, czyli strasznego posterunkowego Kuciaka, dla przyjaciół Śliwę. Dzisiaj jakoś wyjątkowo zafrasowanego.

- Co jest, panie posterunkowy, mina u pana jak u dawnej bezpiecznej władzy, smutny pan jakiś?! Zimę piękną mamy tego roku, stopa rośnie z wyjątkiem giełdy, ale pan chyba nie inwestuje? – zaniepokoił się Franek Baczko, gdy zaprzyjaźniony weteran służb mundurowych zajął swoje miejsce i z widocznym niesmakiem umoczył usta w pianie „tyskiego”.

- Ech, lepiej nie gadać – skrzywił się Śliwa – im człowiek starszy, tym mu na garb więcej trafia! Chyba przyjdzie już ślicznotkę na ścianie powiesić i kapcie założyć – tu przetarł czule zaczepione przy pasie białe gumowe przedłużenie konstytucji model 1967.

- Co pan mówi, panie Kuciak?! – wzdrygnął się Rudy i z wrażenia opróżnił jednym haustem prawie pełny kufel. – Co my tu na rynku zrobimy bez pana! Przecież tu się taki Sajgon zrobi, że w telewizji będą pokazywać!

- Mów pan po kolei i ludzi nie strasz! – Franek poparł propozycję zamówieniem następnej kolejki „tyskiego”.

- A co, gazet nie czytacie, nie wiecie co się w mieście dzieje? – westchnął Kuciak ciężko, aż piana prysnęła na wszystkie strony. – Pani Dolińska obiecała z naszego jeziorka Europę zrobić i początkowo się nie przejmowałem. Przeżyłem już chyba więcej niż dziesięciu prezesów i każdy obiecywał to samo. Więc myślę sobie – spokój Kuciak, jak zawsze się wszystko po kościach rozejdzie. A tu masz babo placek! Wygląda na to, że latem faktycznie nad jeziorem Europa się zacznie, fontanna będzie pośrodku sikać do piętnastego piętra, ludzie na spacerki ruszą, bar będzie barem poganiał, a na ławeczkach zamiast starych znajomych przy browarze czy wynalazkach na kościach – mamuśki z dziećmi zasiądą, emeryci zasłużeni czy nie daj Boże tfu, turyści nawet!

- Eeee…, nie masz pan większych zmartwień – odprężył się Rudy.– Nie wierzę, bajki jakieś! Spoko, dalej sobie będziemy na rynku kooperować, luzik!

- Taaak…? A myślisz Rudy, że po co mnie sam szeryf wczoraj wezwał? Kuciak – mówi – jak zauważyłem rynek macie rozpoznany, niespodzianek tam nie ma i dobrze, ale w rejonie macie jeszcze jeziorko i alejki. Trzeba będzie tam teraz od lata więcej uwagi zwrócić, no i ten tego prewencję zastosować.

- Prewencję pan mówisz? – zafrasował się Baczko – A na cholerę nam jakaś prewencja, sama woda i świeże powietrze nie wystarczy?! Źle nam z tym było, no ostatecznie fontanna też może być…

- No! – zgodził się Rudy – Ale jak by co tam trzeba było to ja mogę interweniować, nawet w Warszawie! W końcu mamy tam swojego człowieka i jakoś się tę prewencję spławi, co?

- Nie da rady! - skrzywił się straszny posterunkowy – Taki jest przepis i koniec! Ale najgorzej, że mam sobie od pierwszego maja przygotować – tu sięgnął po wymięta karteczkę – nowe portki i kurtkę wzór 2007, jak pajac będę wyglądał, mówię wam – westchnął Śliwa. To nie koniec, letnią białą i niebieską koszulę, a na upał jakiegoś szirta! Jak ja będę wyglądał! Jak te małolaty, co was tu w zeszłym roku straszyły?

- No, nie były takie złe, nawet niezłe d… no laski – uśmiechnął się Rudy, ale pod spojrzeniem Kuciaka natychmiast spoważniał.

- I pan ma tak wyglądać?! – załamał ręce Franek Baczko – To, nie przymierzając, tak jak bym po makulaturę jeździł w białym fartuchu, gumowych rękawiczkach i maseczce na pysku!

- Jeszcze to pana czeka, oj, czeka – uśmiechnął się Rudy.

- Idź ty! – prychnął Baczko – A pan, panie posterunkowy, ma faktycznie kłopot. Przecież z pana poważny człowiek, a nie pajac w kowbojskim kapeluszu! I to wszystko przez jedną babę! Musiała ta Dolińska w końcu u nas riwierę czy inne czarne morze robić? I jeszcze się w gazetach chwali, że tyle forsy na to poszło!

- Trzeba będzie o nowych klientów zadbać, świeże lizaki pójdą tam jak woda. Na świeżym powietrzu zapotrzebowanie rośnie, że o piwku nie wspomnę.

- Akurat Rudy, akurat! Tylko się smakiem obliżesz! Będzie nad jeziorkiem zakaz lizania! Żadnych lizaków! Dolińska już szykuje zarządzenie!

- No coś pan?! I legalnych z akcyzą te.. te.. też?! – Rudy z wrażenia dostał czkawki.

- A co sobie myślałeś? Jak Europa to Europa!

- No faktycznie się nie dziwię, że masz pan, panie posterunkowy, zgryz – Baczko spojrzał na starego glinę ze współczuciem. Wspólnie poszukali pocieszenia w dojrzałym aromacie „tyskiego”. – I żadnej nadziei – zafrasował się już poważnie Baczko – Jak baba się już za porządek weźmie to klops! Nie siądzie aż nie skończy!

Marek Długosz