Odcinek 9

Ciężkie jest życie w ogóle, a urzędnika średniej rangi w szczególności. Wprawdzie jak powiedział kiedyś mądry człowiek jedyną pracą, która zadowoli zawodowego malkontenta jest tylko praca lżejsza od spania, to wieki doświadczeń wskazują, iż najgorszym przeciwnikiem porządnej roboty jest... nuda! Dlatego też sam sobie winien jest każdy boss, którego podwładni znudzeni już nawet dłubaniem w nosie zaczynają niestety myśleć. A o czym myślą znudzeni podwładni? Jasne, że o tym, jak wredny jest szef i co by tu wykombinować, aby mu przynajmniej dokuczyć. Dlatego też nic dziwnego, że początek lata przyniósł mieszczneńskiemu establishmentowi nie lada sensację. W sam raz na sezon ogórkowy.

- Widziałeś już?! - Wróbel z wypiekami na twarzy wpadł do pokoju Mecenasa.

- Co tam znowu, nie byłem dzisiaj w mieście. Za gorąco! - Mecenas ziewnął potężnie.

- Otwórz stronę! - Wróbel dopadł do komputera.

- Spoko, powoli. W taki upał nawet głupia maszyna wolniej chodzi! - Mecenas powoli logował się na stronie firmy. - Eee... Nic tu nigdy nie było do czytania!

- Wejdź na "forum" - Wróbel sam niecierpliwie kliknął właściwy klawisz.

- No i co tutaj ciekawego? - Mecenas ciągle rozleniwiony i przegrzany nie spodziewał się tam niczego nowego. Sam przecież przed rokiem podpowiedział Chruścielowi, żeby na stronie "Firmy" uruchomić forum, na którym wdzięczni petenci wychwalać będą Chruścielową ekipę. Po kilku tygodniach jedynymi gośćmi tego forum byli już jednak tylko rozżaleni uczniowie i znudzeni emeryci, a od pół roku chyba nikt tam nie zaglądał. W każdym razie Mecenas na pewno nie.

Nagle oko Mecenasa dosłownie zbielało, a resztki włosów zjeżyły się na czaszce.

- Kurza paprotka, nieprawdaż! Ale numer! - zagwizdał cicho i z niepokojem spojrzał na drzwi.

- Kto to tutaj wrzucił? - przerażony Wróbel szczękał nawet zębami pomimo trzydziestu stopni za oknem. Pięknie wykadrowana fotografia mogła bowiem zmrozić, lub nawet rozgrzać nie tylko osłupiałych podwładnych wszechmocnego Chruściela.

W pełnych kolorkach na tle wiosennej zieleni znanego wszystkim Chruścielowego ogródka, dumy jego dostojnej małżonki, sam gospodarz sfotografowany został w sytuacji dwuznacznej, a raczej całkowicie jednoznacznej! I to bynajmniej nie z właścicielką ogródka!

- Słuchaj, to chyba... - Mecenas przetarł zapotniałe nagle okulary.

- Dokładnie! To Eleonora! - Wróbel nie miał żadnych wątpliwości.

Eleonora, gdyż tak dostojne imię dali jej rodzice na stosunkowo niedawnym chrzcie, była bardzo obiecującym ekspertem chruścielowej firmy i przedmiotem westchnień męskiej części personelu. Niestety, jako świeżej daty żona traktowała jako należne jej urodzie wszelkie oznaki uwielbienia i... w każdej wolnej chwili towarzyszyła mężowi tracącemu czas na uprawianiu biegów długodystansowych. Nic dziwnego, że sercami obu lojalnych dotąd urzędników targnęła zazdrość.

- Zobacz, co może władza! - westchnął Wróbel. - Popatrz na takiego Chruściela i na przykład na mnie - tu odruchowo sprawdził w lustrze nienaganną smukłość sylwetki.

- I żeby przynajmniej był szczególnie, nieprawdaż, błyskotliwy - westchnął Mecenas.

Obaj jeszcze raz zagłębili się w kontemplacji dzieła nieznanego fotografa i nie usłyszeli nawet jak cicho otworzyły się drzwi. Stał w nich sam Chruściel, bynajmniej nie w radosnym wakacyjnym nastroju.

- Jak wam się to podoba? - na dźwięk tych słów obaj podskoczyli, a Wróbel nieudolnie usiłował zasłonić ekran wąską dłonią.

- No, my... My jesteśmy oburzeni! - Mecenas przestał się natychmiast pocić.

- Domagamy się... Domagamy się wyjaśnienia i ukarania! Powołania komisji śledczej! - Wróbel gotów był nawet natychmiast rzucić się nosem do przodu i węszyć niczym rasowy wyżeł.

- Przestań się wygłupiać! - osadził go Chruściel - Lepiej zawołaj tu informatyka. Przecież nie będę gadał o tych bzdurach w moim gabinecie.

- Ale kto mógł szefowi walnąć taką fotkę! - zatroskał się Mecenas. Tego już było Chruścielowi za wiele!

- Nie widzicie barany, że to niestety nie ja! Takie bicepsy jak ten gość na fotce to miałem ćwierć wieku temu! I byłem połowę lżejszy!

- To też nie jest Eleonora?! - z niejakim żalem zapytał Mecenas.

- Nie widzisz, że to montaż! Ktoś na tło z mojego ogródka nałożył pornola i dokleił nasze fotki! Zobacz, tu widać kawałek włosów, chyba rudych, a Eleonora jest blondynką.

- A szefowi, tfu, temu facetowi jeszcze rękę wyciął do połowy. Partacz, nie fachowiec! - informatyk z obrzydzeniem spoglądał na niezbyt udolny fotomontaż.

- Likwiduj to i to szybko! - Wróbel znów chciał się wykazać.

- Powoli, panowie, powoli. - Chruściel nie dał się wyprowadzić z równowagi. - Czy może pan ustalić kto to zrobił? - zwrócił się do informatyka.

- Bez problemu, już zresztą wiem - fachowiec skromnie spuścił oczy.

- No kto, kto!!? - cała trójka zastygła z ciekawości.

- Weszło z konta Szarej, ale montowała i wprowadzała stara Czarna.

- Co, te pudernice!? - Wróbel nie miał najlepszego mniemania o starszych koleżankach.

- Szef sam wysłał Czarną na kurs, bo bała się komputera - informatyk dyskretnie się uśmiechnął - no i nauczyła się!

- A na Eleonorę to obie patrzeć nie mogą, berety, nieprawdaż, pieprzone! - dodał Mecenas.

- Panie inżynierze, pan pozwoli ze mną na chwilę - Chruściel wyszedł z informatykiem.

- Ciekaw jestem, jak on się odwinie? - Wróbel liczył na ciekawy dalszy cišg.

Marek Długosz

Wszelkie podobieństwo osób i miejsc do rzeczywistości jest całkowicie przypadkowe.

2005.07.13