Po raz szósty na dziedzińcu zamkowym odbył się Jarmark Mazurski. Mieszkańcy Szczytna i turyści mogli podziwiać prezentowane przez twórców ludowych prace, a smakosze mieli sposobność, by skosztować żytniego chleba, piwa kozicowego i innych specjałów.

Dziedziniec wspomnień

Jarmark to niepowtarzalna okazja do zapoznania się z kulturą ludową regionu. Stragany uginały się pod naporem drewnianych świątków, kwiatów z bibuły, ręcznie haftowanych serwet, kafli ceramicznych, obrazów na szkle. Była to miła odskocznia od tandety sprzedawanej podczas niedawnych "Dni i Nocy" Szczytna.

Zaletą Jarmarku jest możliwość spotkania ciekawych, oddanych swojej pasji ludzi.

Alinę Deptułę ze Szczytna zastaliśmy przy struganiu drewnianego świątka. Rzeźbiarską pasją zaraził ją mąż Stanisław, który od najmłodszych lat strugał drewniane figurki. Pani Alina maluje także piękne obrazy na szkle.

Już po raz czwarty odwiedzili Jarmark państwo Zdanowiczowie z Prejłowa, którzy zajmują się produkcją świec z wosku pszczelego oraz sprzedażą niezwykłych okazów motyli. Pan Zdanowicz opowiadał wszystkim chętnym o tych kolorowych owadach, a chętnych było sporo. O szczycieńskiej imprezie ma wyrobioną opinię.

- Lubimy tu przyjeżdżać, bo zawsze jest miła atmosfera - mówi pan Jarosław.

Członkinie Koła Rękodzieła Artystycznego przy kętrzyńskim Centrum Kultury "Zamek" promują nie tylko swoje miasto, ale i Szczytno. Wiele wzorów do swoich prac zaczerpnęły z eksponatów prezentowanych w szczycieńskim muzeum. Dzieła kętrzyńskich pasjonatek sztuki ludowej były wielokrotnie nagradzane na lokalnych wystawach.

- Same odtwarzamy dawne wzory posiłkując się malowidłami z szaf, talerzy, kafli i innych przedmiotów znajdujących się w muzeach - mówi Maria Kaliszewicz.

Wiele frajdy najmłodszym sprawiło ubijanie masła, więcej niż późniejsze jego spożywanie. A w użyciu była nie tylko tradycyjna, stara masielnica, ale też i... zwykłe słoiki, zaopatrzone jedynie w specjalne drewniane ubijaczki.

Nie było za to odważnych do toczenia glinianych dzbanów. Przyglądająca się sprawnej pracy garncarza publika przyznawała w duchu, że nie święci garnki lepią, ale udowodnić w praktyce - nie było komu.

Sporym powodzeniem cieszyło się stoisko z domowym pieczywem - dzieło Małgorzaty i Jacka Malczewskich z Liksajan koło Miłomłyna. Do ludowych wypieków na podstawie dawnych receptur gospodarze straganu przyciągali też oryginalnym strojem - chędożne koszule z surowego lnianego płótna dobrze się komponowały z charakterem i klimatem jarmarku.

Rzemieślnik z Dywit oferował ręcznie malowaną ceramikę, kafle i kafelki, wazoniki, bibeloty i... pamiątki ze Szczytna, np. medaliony z wizerunkiem zamku czy herbu. Są to wyroby, których brak doskwiera nam podczas innych miejskich imprez, organizowanych w sezonie letnim. Jak przyznał gospodarz stoiska, parę lat temu próbował pamiątkarskie gadżety sprzedawać podczas "Dni i Nocy", ale miejsce wyznaczano mu coraz gorsze, coraz dalej od centrum wydarzeń, dając pierwszeństwo kramom z paloną kiełbasą i piwem.

Na zamkowy, jarmarczny dziedziniec przyciągały turystów i mieszkańców nie tylko wyroby sztuki ludowej, ale i skoczna muzyka, bo jarmarkowi przygrywały miejscowe kapele: "Mazury", "Okaryna" i "Wystek".

Wypada nam zatem czekać na przyszłoroczną imprezę i liczyć na to, że będzie ona równie udana, jak tegoroczna.

Jarmark, jak co roku, zorganizowało Towarzystwo Przyjaciół Muzeum Szczycieńskiego i samo muzeum. Jego dyrektor, Monika Ostaszewska z zadowoleniem stwierdza, że zainteresowanie imprezą jest z roku na rok coraz większe. Tym razem zjechało do Szczytna aż 40 wystawców. Dzięki pomocy finansowej Starostwa Powiatowego wykonano banery reklamowe, a Jerzy Kojtek, właściciel zakładu przetwórstwa drewna w Szymanach, udostępnił organizatorom ławy i stoły. Imprezę wsparły także straże: miejska oraz pożarna, jak również MDK.

Ewa Kułakowska

2004.08.11