Gorsza bieda

Nad Jeziorem Domowym Dużym, między browarem a stołówką "Pryma" stoją nieduże domki przypisane do ul. Bartna Strona. Na ich tyłach zaś, tuż nad jeziorem rozlokowane są przynależne do nich zabudowania gospodarcze. Jedno z nich, na ślepej ścianie ma wymalowane hasło-ostrzeżenie o treści społeczno-politycznej.

Sporą część treści protestu-przestrogi przesłoniły wybujałe kwiatki - fot. 1, a także farba, którą gospodarz posesji (wcale nie miłośnik rządów SLD) próbował zamalować hasło. Nie za bardzo mu to wyszło, wskutek czego, gdy rozgarniemy ukwiecone roślinki, odsłonimy całkiem czytelny napis:

Miller i polityczna zgraja

rozbiorą Polskę! Do złotówki i dolara.

Od dolara aż do grosza,

wtedy bieda będzie gorsza!

A więc jeszcze gorsza niż teraz? A ja w swojej naiwności sądziłem, iż gorzej, jak obecnie być już nie może!

GŁOŚNE ROZDROŻE

Przy jednym z bardziej newralgicznych (pod względem komunikacyjnym) punktów miasta, gdzie krzyżuje się szereg ulic, tj. Kościuszki z Pasymską i Chrobrego, a kawałek dalej z ul. Boh. Westerplatte, rozlokował się plac uciech piwno-muzycznych, czyli "Zajazd na rozdrożu". Dziś nazwa ta funkcjonuje jedynie w umysłach bywalców, albowiem nigdzie, ani na samym terenie "zajazdu", ani w najbliższym otoczeniu, szyldu z nazwą nie znajdziemy. Ot, po prostu przybytek funkcjonuje obecnie jako całkowicie bezimienny. Nie znaczy to jednak, aby był niczyj. Właścicielem tego placu uciech jest pan Jan Miller (zbieżność nazwisk z Millerem od zgrai - przypadkowa).

Plac otwiera swoje podwoje codziennie, już od godz. 15.30 i czynny jest do późnych godzin wieczornych.

Tymczasem kilkanaście metrów dalej, po drugiej stronie ulicy Kościuszki stoi blok nr 17. W nim na III piętrze (biały otok) - fot. 2, jedno z okienek należy do mieszkania pani Elżbiety Mróz. Narzeka ona na hałasy (ową głośną muzykę), jaka dobywa się z placu już od godz. 16.00 i trwa do późnego wieczoru.

- W trakcie "Dni i Nocy Szczytna" muzyka rozbrzmiewała jeszcze później i głośniej. Mieliśmy jednak nadzieję, iż jak święta miasta miną, umilknie i muzyka na placu - mówi pani Elżbieta.

Niestety, tak się nie stało. I obecnie w godzinach popołudniowych, choć panują upały, nijak, zdaniem pani Elżbiety, nie można w bloku nr 17 otworzyć okna, bo zaraz wdzierają się decybele produkowane przez "piece" ustawione na placu piwnym.

Dodajmy, iż najgłośniej jest tutaj w weekendy, kiedy na zaimprowizowanej tam mini-scenie produkują się rozmaite zespoły muzyczne.

Sam zaś plac uciech i jego, nazwijmy to, "infrastruktura", prezentuje się dość marnie. Tym marniej, jeśli uwzględnimy usytuowanie. Wszystko to stoi wszak nie gdzieś na peryferiach, ale w jednym z główniejszych punktów miasta.

Mało eleganckie są na przykład popielniczki - fot. 3. Co prawda każdy stolik jest w nie wyposażony, ale, żeby w ich charakterze występowały puszki po fistaszkach?

Jest tu też ostrzegawczy napis, mówiący o zakazie wnoszenia alkoholu - fot. 4.

Rzecz przybito gwoździami do dorodnej brzózki, a więc jest tu pogwałcona uchwała Rady Miejskiej zakazująca tego typu praktyk. Nadto tabliczka wisi tyłem do bramy wejściowej, przez co jest mało zauważalna. No, ale jednak jest. Nie znaczy to jednak, aby na placu przebywali tylko sami trzeźwi, wszak piwa jest tu pod dostatkiem.

Wielu klientów dotkniętych obezwładniającą mocą wypitego w nadmiarze piwa krąży po okolicy, a ponieważ do toalety, która ukryta jest na tyłach pobliskiego sklepiku warzywnego nawet trzeźwemu trudno trafić, wykorzystują oni w wiadomym celu okoliczne drzewka i nadjeziorne chaszcze.

BYŁ SOBIE PIESEK

W czerwcu i pierwszych dniach lipca, kiedy jeszcze nie prowadzono tutaj działalności gastronomiczno-rozrywkowej, plac miał swojego stróża. Był nim piesek uwiązany do przyczepy campingowej, która do dzisiaj stoi na placu, nie wiedzieć w jakim celu (bo chyba nie ozdoby?). Piesek miał na ogół pustą miskę, przez co nie wyglądał najlepiej, ale z pomocą pospieszyła mu córka pani Elżbiety Mróz. Zauważyła ona któregoś dnia z okna mieszkania zaniedbane zwierzę i odtąd, przejęta jego wynędzniałym wyglądem, dzień w dzień zanosiła jadło i wodę. Piesek przetrwał w dobrej kondycji do chwili otwarcia "zajazdu". Teraz go nie ma, za to z placu do okien mieszkania pani Elżbiety i jej córki wdziera się jazgotliwa i hałaśliwa muzyka - taki rodzaj wyrazów wdzięczności za opiekę nad pieskiem?

WIEPRZEK NA SWOBODZIE

Na obrzeżach miasta, wzdłuż szosy Wielbark - Szczytno, w ubiegłą sobotę spacerował sobie wieprzek. Zwierz dorodny, tłusty, rasy zwisłouchej polskiej. Zrazu poruszał się grzecznie, skrajem drogi, choć nie lewą, jak pieszemu przystało, lecz prawą stroną szosy. No, ale od bezrozumnego zwierzęcia wymagać wiele nie sposób - fot. 5.

Kilka chwil później wieprzkowi znudziło się jednak truchtać poboczem i wtargnął na środek, węsząc coś uparcie w asfalcie. A że szlak to uczęszczany, mnóstwo tędy jeździ samochodów, nieomal nie doszło do wypadku - fot. 6.

Tylko dzięki refleksowi kierowcy, który zdążył na czas wyhamować przed zwierzęciem, nie zakończyło ono swojego żywota. Pisk opon oraz klaksony aut spłoszyły w końcu zwierzaka, który przerażony, wbiegł w boczną, nieutwardzoną uliczkę i już więcej na szosie się nie pokazał.

KRÓLESTWO CHWASTÓW

Przy ul. Osiedleńczej (osiedle Kochanowskiego) zaraz za posesją nr 20 rozciąga się spory plac porośnięty wybujałą, nie koszoną tego roku trawą i chwastami - fot. 7. Do terenu tego przylegają włości kościelne, a także szereg działek z domkami jednorodzinnymi. Właśnie właściciele tychże posesji skarżą się "Kurkowi", iż leżący odłogiem plac jest rozsiewcą chwastów, które to, jak wiadomo, mają taką naturę, iż rozrastają się bez trudu, a szczególnie intensywnie, gdy znajdą sobie żyzną glebę - sąsiednie ogródki właścicieli domków jednorodzinnych, uprawiane z wielkim pietyzmem i dbałością. Walka z chwastami, gdy te opanują już nowe tereny, jest niezmiernie uciążliwa.

Wspomniany plac należy do areałów komunalnych i choć tak blisko leży kościoła, wydaje się zapomniany przez Boga i właściciela.

Ilona Bańkowska, naczelnik Wydziału Gospodarki Miejskiej, której sprawę z chwastami pokrótce przedstawiłem, obiecała, iż natychmiast wyśle w to miejsce ekipę, by zbadać sytuację, i jeśli faktycznie będzie trzeba, chwasty się usunie!

No tak, ale coś tu jednak nie gra. Nie rzecz w tym bowiem, aby jechać na zwiady i badać sytuację, skoro nie raz jeden wydział indagowany był w tej sprawie przez mieszkańców ul. Osiedleńczej, więc wiadomo, że chwasty rosną tam na pewno.

Tak naprawdę, powód opóźnienia jest inny - brak mocy przerobowych skromnej ekipy porządkowej, jaką dysponuje UM. No i to położenie - peryferie. Nie jest to bez znaczenia, bo na pierwszy ogień (do koszenia itp.) idą centralne tereny Szczytna.

2003.08.13