Ustaliliśmy, że Wilhelm Dieckmann, burmistrz Szczytna z lat 1887-1890, którego tablicę nagrobną znaleziono kilka dni temu w skupie złomu. został pochowany w Nowinach. Po jego grobie nie ma już dziś ani śladu.

Grób wśród brzóz

Samotny grób

W poprzednim numerze pisaliśmy o nagrobnej płycie, która trafiła na skup złomu w szczycieńskim GS-ie, ale - na szczęście - została ocalona przed wywiezieniem do huty. Z mocno skorodowanej tablicy udało się odczytać, że zdobiła ona miejsce spoczynku burmistrza Szczytna Wilhelma Dieckmanna, który władał grodem zaledwie trzy lata, a rządy majora rodem z Królewca, kawalera Żelaznego Krzyża, przerwała śmierć, kiedy miał zaledwie 45 lat.

I tylko tyle było wiadomo jeszcze niecały tydzień temu.

W piątek 13 czerwca, do redakcji dotarła elektryzująca wiadomość.

- Wiem, skąd jest płyta nagrobna, o której piszecie - poinformował kobiecy głos. - To moi sąsiedzi oddali ją na złom - tu padają personalia "odpowiedzialnych" za ów czyn, choć - jak się później okazało, informacja nie była dobrosąsiedzkim donosem.

Nasz apel do osób, które z płytą miały cokolwiek wspólnego, wywołał jednak nieco zamieszania, a nawet obaw.

- Zadzwonił do mnie człowiek, którego prosiłem o wywiezienie tego złomu. Był wystraszony i mówił, że nic, tylko policja zacznie nas ścigać za tę płytę - wspomina z uśmiechem Andrzej Łosiewicz, na którego łące znajdował się grób byłego burmistrza.

Pan Andrzej i jego żona Stanisława nie wystraszyli się jednak, bo do "Kurka" informacja dotarła, co prawda nieco okrężną drogą, ale za ich obojga przyzwoleniem.

- Odkąd pamiętam, ten grób, jeden jedyny, stał tu między drzewami - opowiada 48-letni dziś Andrzej Łosiewicz, wskazując miejsce, które w niczym już grobu nie przypomina, a po brzozach zostały tylko karpy. Kilkanaście lat temu działkę, znajdującą się na początku Nowin (od strony Szczytna patrząc) odziedziczył po ciotce. - Otoczony żeliwnym płotkiem stał, niszczał i nikt się nim nie interesował.

Upływ lat okazał się najmniej szkodliwy dla żeliwnej płyty, która w końcu pozostała jako jedyny ślad dawnego grobu. Początkowo spoczywała oparta o drzewa, przy których ta mogiła się znajdowała. Później, gdy drzewa zostały wycięte, pan Andrzej przeniósł ją w pobliże przydrożnej kapliczki, która z jego działką sąsiaduje.

- Prawie dwa lata tak stała. Nikt się nią nie zainteresował, a nawet, co może być dziwne, nikt nie ukradł - opowiada. - Nawet Niemcy przyjeżdżali, ci, którzy tu mieszkali przed wojną. Chcieli garść ziemi, albo szklankę wody ze studni, ale o płytę nie pytali, choć stała w widocznym miejscu - dodaje żona pana Andrzeja Stanisława Łosiewicz. - A nam nie przyszło do głowy, by ich pytać o ten grób, choć pewnie coś by wiedzieli.

W końcu, po wielu latach, gdy historycznym eksponatem nie zainteresował się nawet pies z kulawą nogą, państwo Łosiewiczowie uznali, że czas zrobić porządek. Zgromadziwszy nieco i innych metalowych odpadów, wszystko razem oddali na złom.

- No i proszę! Dopiero wtedy ta płyta wzbudziła wielkie zainteresowanie i wywołała sensację - mówią oboje małżonkowie.

Nieodkryte tajemnice

A zatem wiemy już nie tylko, kogo płyta upamiętniała, ale też i gdzie znajdowało się ostatnie miejsce spoczynku byłego burmistrza Szczytna. Został zrobiony krok naprzód, ale do wyjaśnienia wszystkich tajemnic historii daleko. Bo nadal nie wiadomo, dlaczego Wilhelm Dieckmann został pochowany akurat w Nowinach i to nie na cmentarzu, a blisko szosy, na niewielkim skrawku zalesionego nieco pola i do tego sam jeden. Wiadomo, że ów skrawek gruntu wchodził w skład siedliska, na którym znajdował się dom (później spłonął), kilka budynków gospodarczych i jakiś warsztat, najprawdopodobniej kuźnia. Może tam właśnie mieszkał burmistrz Dieckmann?

Był bodaj jedynym włodarzem grodu z jego niemieckich czasów, po którego śmierci (31 sierpnia 1890 roku) aż pół roku trwało "bezkrólewie" na ratuszu. Następcą Dieckmanna, powołanym dopiero od 30 stycznia 1891 roku został Gottfried Seehusen, wcześniej pełniący funkcję nadleśniczego Lasów Korpelskich. Dopiero po nim, w sierpniu 1903 roku fotel burmistrza objął Ernst Mey, któremu miasto zawdzięcza największy swój rozkwit.

Wróćmy jednak do burmistrza Dieckmanna. Mamy nadzieję, że wspólnie z Czytelnikami uda nam się odsłonić kolejne karty jego biografii, a więc nadal czekamy na wszelkie informacje.

Halina Bielawska

2003.06.18