Mimo uporczywych starań miasto nie może uzyskać blisko 4,5-milionowego kredytu. Zdaniem skarbnik miasta Hanny Żylińskiej na razie zagrożenia nie ma, ale - jeśli nic się nie zmieni - kłopoty, i to poważne, mogą się niebawem zacząć.

Dwukrotnie już miasto poszukiwało banków, chętnych do pożyczenia niebagatelnej kwoty, bo 4,36 miliona złotych, w drodze przetargu. I dwukrotnie nic z tych poszukiwań nie wyszło. Pierwszym przetargiem zainteresowały się dwa banki: miejscowe Millennium i olsztyński BOŚ, ale oferty nie złożył żaden. Miasto zatem wystąpiło do prezesa Urzędu Zamówień Publicznych o zgodę na zaciągnięcie kredytu z "wolnej ręki", ale jej nie uzyskał. Prezes nakazał prowadzenie negocjacji z zachowaniem konkurencji. Tu już dwóch chętnych było, ale... potrzeba trzech, przynajmniej przy tym trybie. Kolejna więc próba spaliła na panewce. Do prezesa Urzędu Zamówień Publicznych skierowano kolejną prośbę, a czas płynie.

- Na razie nie ma strachu - mówi skarbnik miasta Hanna Żylińska, dodając, że kasa miejska nie tylko nie świeci pustkami, ale nawet 500 tys. zł tkwi na lokatach. - Nieuchronnie zbliża się jednak czas zapłaty za realizowane inwestycje. Jeśli szybko nie znajdziemy banku, który udzieli nam kredytu, to w czwartym kwartale zabraknie pieniędzy - wyjaśnia skarbnik informując jednocześnie, że kredyt ma pokryć głównie braki na utrzymanie oświaty i wypłatę dodatków mieszkaniowych.

(hab)

2003.08.13