Rozmowa z p. o. dyrektora ZOZ w Szczytnie Markiem Michniewiczem

„Kurek”: - W ostatnim czasie nagminne są przypadki, kiedy osoby wzywające karetkę pogotowia odsyłane są przez dyspozytorów do lekarzy podstawowej opieki medycznej. Ci z kolei informują pacjentów, że powinno się nimi zająć pogotowie. Ludzie są zdezorientowani tą sytuacją i nie rozumieją, na czym polegają zmiany w systemie ratownictwa.

Lekarze często wprowadzają pacjentów w błąd

„Kurek”: - W ostatnim czasie nagminne są przypadki, kiedy osoby wzywające karetkę pogotowia odsyłane są przez dyspozytorów do lekarzy podstawowej opieki medycznej. Ci z kolei informują pacjentów, że powinno się nimi zająć pogotowie. Ludzie są zdezorientowani tą sytuacją i nie rozumieją, na czym polegają zmiany w systemie ratownictwa.

- Marek Michniewicz: - Nowa ustawa o ratownictwie medycznym funkcjonuje już drugi rok, ale zmiany w województwie warmińsko-mazurskim nastąpiły z początkiem tego roku. Polegają one na tym, że w karetkach podstawowych jeżdżą po dwie osoby medyczne, to znaczy ratownik i pielęgniarka, bądź dwóch ratowników, ale nie ma tam lekarza. Wiąże się to z tym, że pogotowie już nie leczy, tylko ratuje. Oprócz tego w każdym powiecie funkcjonuje jeszcze jedna karetka specjalistyczna, w której jest lekarz, ale pełni ona rolę odwoławczą i jeździ tylko do najpoważniejszych stanów.

Z czym się to wiąże?

- Dotychczasowe zadania pogotowia dotyczące leczenia przejęła nocna pomoc wyjazdowa, czyli lekarz, który powinien posiadać zestaw leków, bloczek do wypisywania recept, słuchawki i aparat do mierzenia ciśnienia. On powinien jeździć do stanów niezagrażających życiu - temperatur, przewlekłych chorób, bólów. W każdym powiecie jest jedna karetka wyjazdowa świadcząca taką pomoc, ale znajduje się ona poza zasobem szpitala. Kontrakt na tego typu świadczenia ma u nas spółka „Eskulap”. I tutaj pojawia się problem, bo ludzie nie wiedzą, że nastąpiły zmiany w systemie i często dzwonią do pogotowia, prosząc o interwencję w stanach niezagrażających życiu. Wielu pacjentów nie zna nawet numeru, pod który ma dzwonić w takich sytuacjach po lekarza podstawowej opieki zdrowotnej, bo przeważnie jest to numer komórkowy, a nie stacjonarny. Z tego powodu lekarz często bywa poza zasięgiem. To błąd, który trzeba naprawić.

Kto ponosi winę za niedoinformowanie pacjentów?

- Wiedzę na temat funkcjonowania nowych rozwiązań pacjenci powinni zdobywać u swoich przewodników po systemie, a takim przewodnikiem jest lekarz rodzinny. W każdej poradni powinno być napisane dużymi literami, pod jaki numer należy dzwonić. Bywa tak, że lekarze różnie do tego podchodzą. Sami często wprowadzają pacjentów w błąd, mówiąc im, że lepiej niech przyjedzie pogotowie, mimo że mają świadomość, że nic ono nie pomoże. To złe przykłady i należy je wyeliminować. W poz-ach są dyżurujący lekarze, którzy robią to doskonale, ale i tacy, którzy chcą pewne sprawy przerzucić na innych.

Ciągle dochodzi jednak do nieporozumień na tym tle.

- Często wysyłamy karetkę nawet wtedy, gdy nie jest to uzasadnione, bo mamy już dość tego chandryczenia. Ratownicy pojadą, zobaczą, stwierdzą, że nic nie grozi życiu pacjenta. Bywa tak, że jak już są, to zawiozą go do szpitala. To jest jednak forma bardzo drogiej taksówki. Przecież w tym samym czasie może dojść do wypadku, a zespół karetki wykonuje nie te czynności, które powinien. Przez to ktoś może umrzeć. Poza tym, jeśli nawet ulegniemy i przyjedziemy, to NFZ ma prawo nas za to ukarać, bo wychodzimy poza nasze określone prawem zadania. Ludzie muszą zrozumieć, że pogotowie to nie poradnia na kółkach.

Co ma zrobić pacjent w sytuacji, kiedy lekarz rodzinny ociąga się z wysłaniem pomocy?

- Zgłosić tę sprawę do funduszu. W każdym ośrodku jest do niego kontakt. Oni na pewno postarają się sprawę wyjaśnić. Pacjent nie jest bezbronny. Jeśli lekarze będą wiedzieli, że może zadzwonić do funduszu, to będą starali się unikać spychologii.

Jak ustosunkuje się Pan do niedawnych, licznych sygnałów na łamach prasy dotyczących niewłaściwego traktowania pacjentów przez lekarzy szczycieńskiego szpitala. Jak reaguje Pan na tego rodzaju doniesienia?

- Dla mnie nie ma sprawy, dopóki pacjent nie złoży oficjalnej skargi. Wszystkie takie sygnały trzeba zgłaszać niezależnym instancjom, takim jak rzecznik dyscypliny i sąd lekarski. Ja nie mogę się na te tematy wypowiadać w prasie, bo mógłbym zostać oskarżony o złamanie tajemnicy lekarskiej. Oczywiście sprawdzam wszystkie takie sygnały. Jeśli okazuje się, że dochodzi do nagannych sytuacji, to nie trzeba mnie poganiać gazetami, wiem, co mam wtedy robić. Jeżeli sprawa jest wątpliwa, proszę o jej wyjaśnienie inne instancje. Kiedy dochodzi do ewidentnych błędów, winnych potrafię ukarać i taka osoba nie ma lekkiego życia. Skoro nasz szpital leczy rocznie 7 tys. pacjentów, a opisywanych przypadków jest 4-5, to trudno, żeby ich w ogóle nie było. Wtedy okazałoby się, że zamiatamy takie sprawy pod dywan.

Rozmawiała Ewa Kułakowska/E. Kułakowska

KIEDY I JAK WZYWAĆ POGOTOWIE

Zespół karetki złożony z ratowników medycznych lub pielęgniarki wzywamy, dzwoniąc pod numer 999 lub 112. Dotyczy to najpoważniejszych stanów zagrażających życiu - zasłabnięć, bólów w klatce piersiowej, nagłych wypadków. W innych przypadkach dyspozytor skieruje nas do lekarza podstawowej opieki zdrowotnej. W powiecie szczycieńskim zespoły karetek podstawowych dyżurują w Pasymiu i Spychowie - po jednej oraz dwie w Szczytnie. Oprócz tego w stolicy powiatu jest jeszcze jedna karetka specjalistyczna z lekarzem, wykorzystywana podczas wypadków oraz najcięższych stanów.