Parking samochodowy przy przychodni położonej obok ronda Grota-Roweckiego rozciąga się także poza wyłożone kostką przyległości, o czym już nieraz pisaliśmy w "Kurku".

Lipny parking

Przez to pojazdy pacjentów tłoczą się na nim niemożliwie, bo chorych mamy ostatnio wielu.

Jacyś trzej kierowcy ustawili swoje bryki akurat na samym zjeździe do nowej, trawiastej części placu postojowego - fot. 1.

Zadowoleni, że tak precyzyjnie udało im się postawić swoje maszyny, nie zauważyli, że blokują wyjazd innemu, który wcześniej zaparkował na murawie - fot. 2, uniemożliwiając tym samym także wjazd na nową część parkingu.

Wizyty u lekarzy, jak wiadomo, trwają na ogół dość długo, więc gość z WV polo, gdy już wyszedł z ośrodka zdrowia i zobaczył co się dzieje, zaczął się najpierw lekko, a potem coraz mocniej denerwować.

- Panie, zjawiłem się tutaj, bo dopadła mnie choroba. Zwykłe przeziębienie, od którego się przecież nie umiera, ale czekam już kwadrans, więc jeśli nie uda mi się stąd szybko wyjechać, zaraz szlag mnie trafi na miejscu i już żaden lekarz nie będzie potrzebny! - poskarżył się reporterowi "Kurka". Poradziłem wyjazd od strony pobliskiego pubu, a sam poczekałem dłuższą chwilę...

Wreszcie pojawił się kierowca jednej z tych maszyn, które blokowały wyjazd.

Na moje pytanie, dlaczego nie zjechał na trawę, odparł zdziwiony, że niby jak, miałby ją przygnieść kołami?

- Przecież zieleń należy szanować - dodał jeszcze i cieszył się, że zablokował wyjazd temu wandalowi, który zniszczył trawnik.

- Niech ma nauczkę!

Wniosek stąd jeden: nowa, poszerzona część parkingu pod przychodnią powinna być urządzona inaczej. Miasto zdobyło się jedynie na wysypanie żwirem zjazdu, który do niej prowadzi i na nic więcej. Zabieg ów okazał się zupełnie nieskuteczny, bo kierowcy po prostu nie chcą zjeżdżać na trawę, by przypadkiem jej nie zniszczyć. Co więcej, namawianie ich w takiej sytuacji do zmiany nawyków byłoby czymś niepedagogicznym.

CZYSTA WODA I PLAŻA

W Szczytnie, w nurtach dużego jeziora już pluskają się pierwsi amatorzy wodnych igraszek - fot. 3, akwen ów dopuszczony jest bowiem do użytku.

Jednak kąpiel bez ryzyka, to nie tylko baraszkowanie w wodzie, która zawiera mało bakterii i pierwotniaków, czy wreszcie sinic (przy okazji warto wiedzieć, że sinice w porze kwitnienia wydzielają związki, które w kontakcie ze skórą człowieka wywołują stany zapalne, pokrzywkę i wypryski).

To jeszcze coś więcej.

* * *

Zaroiło się na plaży w Pasymiu, ale nie od kąpielowiczów, a od strażaków. Pod wodzą szefa Grupy Specjalnej Płetwonurków z Katowic Macieja Rokusa, w ramach podnoszenia swoich umiejętności w nurkowaniu oczyszczali oni miejską plażę. Dysponując nowoczesnymi kombinezonami pozwalającymi przebywać w wodzie kilka godzin, wybrali z dna mnóstwo nieczystości. Były to głównie butelki i puszki po napojach, choć z dna wyciągnięto także stary, nieomal zabytkowy, żeliwny czajnik, dziurawe garnki i inne żelastwo niewiadomego pochodzenia - fot. 4.

No i teraz pasymianie mogą korzystać z plaży bez jakiegokolwiek ryzyka - wody wolne są od bakterii, pierwotniaków i sinic, a dno czyste. Można po nim stąpać bez obawy pokaleczenia.

Czy czegoś podobnego nie należałoby przeprowadzić u nas, zwłaszcza że ze strony naszej zawodowej straży obiecanki wyczyszczenia dna miejskiej plaży słyszeliśmy już w maju?

- Nawał prac i zajęć mamy tak ogromny, że nie możemy znaleźć na to czasu - mówią strażacy, ale obiecują, że po najbliższej niedzieli to już na pewno zabiorą się za oczyszczanie.

* * *

Ostatnie wielkie sprzątanie dna miejskiej plaży odbyło się dość dawno, bo w 1995 roku.

Wywieziono wówczas dwie furmanki śmieci - tyle tego było!

Podobnie jak w Pasymiu, głównie butelki, tyle że szklane (wszak czasy były inne). Wyciągnięto też kilka starych opon, w tym jedną ogromną od jelcza i, co bardzo zdumiało strażaków, pełnowymiarowe drzwi do mieszkania, a także całe zwoje pordzewiałej blachy dachowej.

LINOWA ZJEŻDŻALNIA

Opisując kilka tygodni temu park przy ul. Pasymskiej, skrytykowaliśmy (notabene dość ciekawe) urządzenie pozwalające dzieciom i młodzieży zażywać powietrznej przejażdżki na wzór jazdy górską kolejką linową.

Nie dość solidna lina oderwała się od konstrukcji nośnej w kilka dni po uruchomieniu tej atrakcji.

Wpadłszy do parku kilka dni temu, zauważyłem, że sprzęt ów został wyremontowany i, tu uwaga, dość starannie, co jest raczej niezwykłe, jak na nasze realia.

Na mocniejszej, bardzo solidnej linie nośnej ślizga się teraz profesjonalny bloczek z łańcuchem zaopatrzonym w małe siedzisko (tego wcześniej nie było), no i zabawa trwa w najlepsze.

Co ciekawe, z urządzenia, jak należałoby się spodziewać, korzystają w głównej mierze nie chłopcy, a dziewczynki - fot. 5.

DRWAL NA PÓŁWYSPIE

Całkiem niedawno (a był najwyższy czas ku temu) miejskie służby wykosiły chaszcze i wysoką trawę, które porastały półwysep. Przy okazji tych prac odkryto, że na jego zachodnim krańcu ktoś wyciął kilka konarów nadwodnej wierzby - fot. 6 (strzałki pokazują kikuty po dość wysoko ściętych pniach).

Urzędnicy z Wydziału Rozwoju Miasta ścięcie wierzb potraktowali jako akt wandalizmu i powiadomili policję, aby ta ścigała sprawcę.

Ale czy na pewno należałoby rozpatrywać ów uczynek w tych kategoriach?

Jak widać na zdjęciu, sprawca nie wyciął wierzb z czysto niszczycielskich pobudek, po prostu urządził tu sobie coś w rodzaju "kącika" do wędkowania.

Zarośnięty brzeg został dodatkowo oczyszczony z krzaków i trzciny, wskutek czego obecnie mamy stąd piękny widok na jezioro, więc wydaje mi się, że miejsce to akurat teraz wygląda lepiej. W dodatku z minimola korzysta wodne ptactwo - czasami wygrzewa się na nim kacza rodzinka. Niestety, w trakcie robienia zdjęć spłoszyła się i uciekła do wody.

PS.

Na wycinkę drzew trzeba mieć jednak zezwolenie. Nie można, ot tak sobie, brać siekierę do ręki i czynić, co się komu podoba.

2005.06.22