Choć to niewiarygodne, zimą plaża nad Jeziorem Lemańskim jest równie oblegana, jak w sezonie letnim. Z chwilą, gdy taflę jeziora skłuł lód, stała się mekką szczycieńskich morsów i odtąd, co niedziela, zjawia się tu ich niemała gromadka.

Lodowe rozkosze

Osobną postacią w tym gronie jest Walerian Kogut, który zażywa lodowej kąpieli w piątek i świątek, niezależnie od tego czy to wiosna, lato, jesień lub zima. Odpuszcza sobie tylko wtedy, gdy wypadnie mu coś arcyważnego lub przydarzy jakaś kontuzja, bo wszelkie choroby, od czasu, gdy kąpie się w lodowatej wodzie, są mu praktycznie obce.

Nade wszystko zdrowie

Kiedyś było zupełnie inaczej. Często chorował, a liczne wizyty u lekarzy i konieczność wykupywania drogich lekarstw mocno nadszarpnęły jego budżet. Co robić - mocno się zastanawiał - i wówczas przyszedł mu na myśl stary profesor z czasów studiów na AWF. Ów niemłody już człowiek o żelaznej kondycji, kąpał się codziennie zimą i twierdził, że dzięki temu ma końskie zdrowie. To było to.

Morsy rodzinne

W niedziele i w inne świąteczne dni zjawia się nad Jeziorem Lemańskim także rodzina Trzepiotów (patrz okładka), systematycznie zażywająca lodowatej kąpieli już od 1970 r. Ich wejście do wody to swoisty ceremoniał. Najpierw zanurza się pan Wiesław, potem synowie i na końcu mama albo, tutaj uwaga, jeśli ma dobry humor, 72-letni senior rodu nazywany Dziadkiem Emilem.

Rodzinka czyni to dla zdrowia i hartu ducha, bo, jak powiada senior, to najważniejsze w życiu człowieka.

- Nie da się ukryć, że w wodzie jest bardzo zimno, ale gdy się już wyjdzie, ma się uczucie lekkości, jakby człowiek frunął ku niebu. Już dla tego samego warto spróbować - zwierza się "Kurkowi" pan Wiesław.

Pierwsze próby w latach 70. nie były zachęcające, trzeba jednak znaleźć w sobie dość siły i wówczas można zrobić wiele, więcej niźli się na początku myślało. Teraz rodzinka nie traktuje zimowych kąpieli jako wyzwania, czy próby charakteru, ale raczej jako relaks, coś, co robi się dla zdrowia.

Po kąpieli przychodzi czas na ognisko i pieczenie kiełbasek. Wspólny rodzinny pobyt przeradza się w dłuższe obcowanie z przyrodą otuloną w zimowe szaty.

Nic nienaturalnego

Nie ma w zimowych kąpielach nic nienaturalnego i ten rodzaj "lodowej terapii" Walerian Kogut poleca innym. Twierdzi, że każdy, kto nie jest wybitnym cherlakiem, może także spróbować. Niepotrzebne są jakieś specjalne przygotowania. Ot, dobre nastawienie psychiczne, odpowiednia doza odwagi i chlup! Do zimnej wody! Pierwsza próba nie może jednak trwać więcej niż 20 sekund. Potem osuszenie, mała przebieżka, a kto lubi - miareczka grogu i po wszystkim. A wrażenie - ho, ho! "Kurek", słysząc te słowa i widząc niemały tłumek miejscowych morsów, już sam był bliski wskoczenia do arcyzimnej kipieli, ale póki co, zwyciężył jeszcze strach. Może następnym razem...

Marek J. Plitt

2005.02.02