Karnawał się nam rozkręca, chociaż – proszę pamiętać, jest w tym roku wyjątkowo krótki. Nie każdy lubi wielkie bale czy imprezy w lokalach, znacznie popularniejsze są spotkania domowe w gronie kilku czy kilkunastu osób. Właśnie kilka minut temu zadzwonił do mnie pewien młody człowiek z prośbą o poradę, bo akurat się dowiedział, że jutro będzie gospodarzem takiego spotkania. Wiadomo – na takie małe party nie przychodzi się jak na kulinarną ucztę, ale na stół coś postawić trzeba. Na początek zaczniemy więc od trunków.

Dobrym zwyczajem jest przy takich okazjach, że goście pojawiają się z taką czy inną butelczyną. Można umówić się na wieczór z dobrym winem, które doskonale wpływa na atmosferę zabawy. Nie każdy jednak ma na wino ochotę. Dobry gospodarz jest więc na to przygotowany. Wprawdzie goście mogą preferować dobrze zmrożoną czystą wódkę czy whisky, ale wydaje się, że zaproponowanie ciekawych drinków może być sympatycznym ubarwieniem wieczoru. Pierwsza kwestia – nie należy nikomu niczego narzucać. Przede wszystkim trzeba dysponować podstawowym szkłem barowym, czyli kilkoma zestawami kieliszków, szklaneczkami do whisky i long drinków oraz czarkami lub filiżankami do napojów gorących typu grog. Przyda się także pojemnik na lód i specjalne szczypce, dobry firmowy korkociąg, shaker oraz zestaw szpadek do oliwek czy wisienek. Z dodatków na początek wystarczy butelka toniku, kilka kartoników soków (oczywiście w dzbankach), sól, pieprz, tabasco, oliwki, kilka listków mięty i cytryna.

Komponowanie drinków to trudna sztuka, ale w podstawowym zakresie sprawić może wiele przyjemności zarówno barmanowi jak i gościom. Najprostsze long drinki to przede wszystkim „orange bossom”, czyli gin z sokiem pomarańczowym wstrząśnięty z lodem, wytrawne lub słodkie martini, czyli mieszanka ginu z wytrawnym lub słodkim martini wstrząsane z lodem i ozdobione oliwką lub połówką plasterka ananasa. Dla amatorów mocniejszych wrażeń można przygotować drink „matrioszka”, czyli zamieszany sos Worcestershire z Tabasco, połówką cytryny i sokiem pomidorowym z kostką lodu, zalane „po łyżeczce” wódką. Jeszcze prostsza jest klasyczna „bloody mary” o podobnym składzie, ale dokładnie wymieszane i z większą ilością cytryny i soli. Dla amatorów whisky także „bloody Johnnie”, czyli mniej więcej to samo, lecz w oparciu o „czerwonego Jasia”.

A jako niezbędną przekąskę proponuję przede wszystkim smaczne i proste do zrobienia pasty nakładane na krakersy. O składzie decyduje fantazja twórcy, podstawą z reguły są ryby wędzone lub z puszki, gotowane jaja, twaróg lub tarty ser. Do tego przyprawy – byle nie przesadzić, a od siebie polecam sprawdzone wielokrotnie jedno starte jabłko. Świetnie sprawdzają się różnego rodzaju koreczki. Mamy ostatnio w kilku sklepach duży wybór kilkunastu gatunków sera. Takie więc koreczki z sera koziego lub owczego (są twarde i doskonale nadają się jako podkład) z rulonikiem boczku i oliwką lub kaparem na wierzchu, albo roladki z plasterków ostrego sera wypełnione pastą z posiekanych konserwowych ogórków, sardynek, jajka i cebulki, z krztyną chrzanu na wierzchu.

Na ciepło i szybko sprawdzają się wszelkiego rodzaju nadziewane pieczarki i pomidory. Sprawdziła mi się np. kompozycja pieczarek (lekko wcześniej podduszonych w wodzie) nadziewanych pozostałą po świętach super wędzoną szynką, zmieloną z gotowanymi jajkami, cebulą, zaprawiona – poza przyprawami – odrobiną świeżej natki pietruszki, śmietaną i szklaneczką białego wina. Nafaszerowane masą kapelusze pieczarek trafiły następnie do dobrze wysmarowanego masłem naczynia żaroodpornego, posypane tartym żółtym serem i bez przesady zapieczone na złoto. Cała produkcja to pół godziny, a efekt gwarantowany.

Wiesław Mądrzejowski