W odróżnieniu od buszowania po dziewiczych, dzikich ostępach, poruszanie się po terenie miejskim wydaje się rzeczą zwykłą, niewartą opisania. Jeśli jednak pewien mieszkaniec Szczytna, zmierzając do swojej działki ulicą Piłsudskiego aż dwa razy wystawiał na szwank swoje zdrowie, czy nie jest to zastanawiające?

NIESPODZIANKA Z NIEBIOS

Miejski tor przeszkód

Kiedy całkiem niedawno zmagaliśmy się z wysokimi temperaturami i wydawało się, że jeszcze parę takich dni, a nie damy sobie rady, nagle się ochłodziło. Przyszły oczekiwane deszcze oraz wiatr i chociaż w mass mediach straszyli nas, że wichury będą bardzo gwałtowne, w Szczytnie aż tak mocno nie dmuchało.

Właśnie w taki deszczowy i nieco wietrzny dzień pan Robert Kuraj z ul. Piłsudskiego szedł sobie na działkę. Podążał chodnikiem, nota bene, będącym w dość opłakanym stanie, ze starymi i pokrzywionymi kafelkami. Opady deszczu spowodowały, że w każdym większym zagłębieniu tworzyły się liczne kałuże, więc spacer przypominał bardziej brodzenie w płytkiej wodzie niż podążanie po miejskim trotuarze.

Nagle, gdy przymierzał się do ominięcia kolejnej kałuży usłyszał głośny świst i tuż przed jego nogami zwalił się na ziemię konar dość solidnych zresztą rozmiarów. Szczęściem skończyło się na strachu, ale...

- Lepiej nie myśleć, co by to było, gdyby gałąź uderzyła mnie w głowę - skarżył się potem „Kurkowi”.

Ba, nic w tym dziwnego, że konar spadł, gdyż drzewo z którego się oberwał jest kompletnie suche. Nie trzeba nawet specjalnego podmuchu wiatru, aby sytuacja taka wkrótce się powtórzyła. Co gorsza, podobnych, bo

 

 

usychających drzew stoi przy ul. Piłsudskiego więcej. Dwa z nich kończą swój żywot całkiem niedaleko, tuż pod marketem „Centrum”.

 

 

 

ZDRADLIWA RYNIENKA

- Dlaczego służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo na drogach nie usuwają takich martwych drzew? - zastanawiał się pan Robert.

No i żeby nie narazić się na niebezpieczeństwo czyhające prosto z niebios postanowił, że następnego dnia uda się na swoją ulubioną działkę, ale tym razem nie pieszo, a pojedzie rowerem. Wytachał zatem pojazd z garażu i zadowolony wskoczył na siodełko.

Zdołał zaledwie kilka razy przekręcić pedałami i już nieomal wywinąłby kozła, wraz z pojazdem lądując pod kołami mijającego go samochodu, bo ruch na ul. Piłsudskiego panuje spory.

Co się stało? Otóż asfaltowa nawierzchnia tworzy przy krawężnikach coś w rodzaju rynny, co widać na załączonym zdjęciu. Gdy pada, owe wgłębienie zalewane jest wodą, wskutek czego nie widać czy coś tam w nim nie leży. Łatwo zatem natrafić na jakąś ukrytą przeszkodę (kamień, kawałek grubszej gałęzi) i wywrotka gotowa. Zresztą jazda w takiej asfaltowej rynnie jest nadto ryzykowna z tego tylko powodu, że można najechać na jej wysoką krawędź i w tym momencie stracić równowagę.

Ulica Piłsudskiego, choć wiedzie przez miasto, nie jest przez nie administrowana, a przez Generalną Dyrekcję Dróg Krajowych i Autostrad - Rejon w Szczytnie. Stanowi bowiem szlak drogowy nr 53, łączący Olsztyn z Ostrołęką. Wszelkie sprawy związane z należytym utrzymaniem drogi, w tym także wycinka drzew zagrażających bezpieczeństwu ruchu należy zatem do GDDKiA.

Jak powiedział nam zastępca kierownika mgr inż. Jerzy Balcewicz, wycinka była już dawno zaplanowana, a świadczą o tym specjalne oznakowania drzew zakwalifikowanych pod topór. Są już uzyskane odpowiednie zezwolenia, jest już także rozpisany przetarg na ich usunięcie, ale nastąpi ono dopiero w grudniu. A dlatego tak późno, bo ostre przepisy nie pozwalają na wycinanie drzew w okresie lęgowym ptaków, tj. od 1 kwietnia do 30 października.

Jeśli zaś chodzi o remont nawierzchni drogi nr 53, to jak pisaliśmy dwa tygodnie temu, wkrótce on nastąpi, ale co jeszcze raz przypominamy, nie obejmie on odcinka przebiegającego w okolicach przejazdu kolejowego. Rynienki przy krawężnikach jak były, tak i pozostaną nadal, także wciąż będzie straszył okropny chodnik.

STUDZIENKI NIE BARDZO ODPŁYWOWE

Pan Robert, skoro zawędrowaliśmy w okolice pętli autobusowej, wskazał „Kurkowi” kałuże, które otaczają trawiasty skwer usytuowany przy rozdwojonym wylocie ul. Broniewskiego w ul. Piłsudskiego.

- Dwa lata temu robiono tu remont nawierzchni, ale wykonawstwo było fatalne - wtrącił się do rozmowy jeden z mieszkańców ul. Działkowej. Mimo remontu, po każdym mniejszym lub większym deszczu stoją tu kałuże, choć i owszem wybudowano studzienki odpływowe.

Ba, służą one bardziej sobie a muzom, niż rzeczywistemu pożytkowi, ponieważ, i tu uwaga - wybudowano je nie w najniższych miejscach rozdwojonego wylotu, a nieco powyżej. Jak te studzienki „odbierają” wodę ilustruje fotografia zamieszczona lewym dolnym rogu, pokazująca nawet i to, że próbowano poprawić funkcjonowanie jednej z nich. W tym celu wyżłobiono nawet specjalny kanał w asfalcie - na zdjęciu to ten odcinek zasypany liśćmi. Cóż, „Kurek” zabawił się w kanalarza i ręcznie go udrożnił, ale niewiele to pomogło. Spłynęła tylko część wody, reszta nadal pozostała w kałuży, gdyż aby kanał zdołał ją odprowadzić musiałby być dużo głębszy, na co najmniej kilkanaście centymetrów.

KĄCIK UCIECH

Tak oto pokrótce przedstawiliśmy obrazki z jednego tylko i to dość małego fragmentu terenu miejskiego. Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że na tym kończą się osobliwości tej okolicy. Nieopodal przejazdu kolejowego, gdzie ul. Piłsudskiego przecinają nieużytkowane tory wiodące na Biskupiec rosną bzy, tworząc dość malownicze skupisko zieleni.

Latem, gdy nie pada i jest w miarę ciepło, a takie dni znów nadeszły, ów zielony gąszcz stanowi kącik uciech, ale nie dla maluchów, a dużo starszych osobników lubiących spożywać napoje wyskokowe pod gołym niebem. Dowodem na wykorzystywanie tej naturalnej zielonej zasłony do licznych upojnych biesiad są szklane przedmioty licznie zalegające wśród pięknych bzów.

Mieszkańcy okolicy, którzy towarzyszyli „Kurkowi” w trakcie oględzin studzienek, powiedzieli nam, że policja oraz straż miejska dobrze wiedzą o tym co się tu dzieje, no i co jakiś czas najeżdżają zarośla, karząc przyłapanych na gorącym uczynku mandatami. Niewiele to pomaga, bo spokój panuje dwa, trzy dni i już wracają stare obyczaje. W bzowych zaroślach znowu słychać gwar i wybijające się ponad niego niecenzuralne słowa, że aż uszy więdną. Jedynym rozwiązaniem wydaje się być wycinka bzu, choć wygląda on pięknie, zwłaszcza w porze kwitnienia.

tekst i foto: M.R.P.