- To był wspaniały chłopiec, bardzo uczynny i lubiany przez wszystkich. Jego śmierć jest dla mnie niezwykle bolesną stratą - wspomina swojego bratanka, poległego w tragicznych okolicznościach w Iraku Kazimierz Wasielewski z Targowa koło Dźwierzut.

Pojechał do Iraku po śmierć

Starszy szeregowy Gerard Wasielewski zginął w Iraku w poniedziałek 22 grudnia, miesiąc przed planowanym powrotem do kraju. Według oficjalnych informacji przyczyną śmierci był "nieszczęśliwy wypadek związany z nieostrożnym obchodzeniem się z bronią". Zmarły miał 20 lat, służył w 12. Szczecińskiej Brygadzie Zmechanizowanej, do której trafił z 4. Pułku Chemicznego w Brodnicy, gdzie odbywał służbę do czerwca ubr. Po tym okresie został tzw. żołnierzem nadterminowym, pełniącym służbę w oparciu o podpisany na trzy lata kontrakt. Do Iraku wyjechał z główną polską grupą 8 sierpnia. Pełnił obowiązki w batalionie dowodzenia, w kompanii ochrony ruchu.

- Pojechał tam na ochotnika, mimo sprzeciwu matki i ojca - mówi brat jego ojca Kazimierz Wasielewski. Wspomina chłopca jako bardzo uczynnego, lubianego przez wszystkich. Stacjonując w Iraku utrzymywał bliski kontakt z rodziną. Kilka dni przed śmiercią dzwonił do Targowa, dzieląc się wrażeniami z dalekiej Karbali.

- Opowiadał, że przygotowują się do wizyty prezydenta Kwaśniewskiego - wspomina Jolanta Wasielewska. - Cieszył się, że za miesiąc wróci do kraju. Narzekał tylko na uciążliwe upały. Kiedy go spytałam co robi w wolnych chwilach odpowiedział, że przypadają one tylko na okres snu. Nawet wtedy musiał mieć broń przy sobie.

Gerard kilkakrotnie ocierał się o śmierć. W dniu 6 listopada, kiedy zginął major Hieronim Kupczyk, jechał w tym samym konwoju, w następnym samochodzie.

Panowie, nic mi nie mówcie!

Pokrzydowo, położone 15 km od Brodnicy, to rodzinna miejscowość Wasielewskich. Rodzice Gerarda prowadzą tam ponad 20-hektarowe gospodarstwo rolne, które miał przejąć syn po zakończeniu służby w wojsku. Wraz z nimi mieszkają dwie starsze siostry Gerarda, panny Wioletta i Gabriela.

- Mój brat cały czas przeczuwał nieszczęście. Z niepokojem nasłuchiwał wszystkich wiadomości z Iraku - mówi Kazimierz Wasielewski.

W poniedziałek 22 grudnia w "Teleekspresie" ojciec Gerarda usłyszał informację o śmierci polskiego żołnierza. Jego nazwiska nie podano, tłumacząc, że najpierw musi być zawiadomiona rodzina. Kiedy podenerwowany wyszedł na podwórko, zobaczył nadjeżdżający pojazd wojskowy. Zmierzających w jego kierunku żołnierzy zrozpaczony powitał słowami: "Panowie nic nie mówcie, ja już wszystko wiem".

Szkoda młodego życia

- Szkoda młodego życia, nie wiadomo w imię czego straconego - mówi ze łzami w oczach Kazimierz Wasielewski. - Gdyby poległ w obronie ojczyzny to jeszcze byłoby to zrozumiałe, tymczasem on oddał życie na obcej ziemi w imię niejasnych interesów - nie kryje już irytacji stryj zmarłego.

Krytycznie odnosi się do udziału Polski w wojnie z Irakiem i dalszego tam pozostawania naszych wojsk.

- Polska zawsze była nośnikiem pokoju. Nasz udział w tej wojnie od początku był niepotrzebny. Nie wierzę, że Bushowi zależy na budowaniu demokracji w Iraku. Każdy, kto choć trochę zna historię świata wie doskonale, że amerykański system demokracji nie przyjmie się w krajach arabskich - twierdzi pan Kazimierz. Według niego w tej rozgrywce Amerykanom chodzi głównie o ropę, a Polakom, żeby być w ich łaskach. - Ci, którzy wymyślili tę wojnę, powinni na nią posłać swoje dzieci, może wtedy coś by do nich dotarło.

Nie marnować drugiego życia

Jak zapowiedział minister obrony Jerzy Szmajdziński, 25-letniemu żołnierzowi, który w Karbali podczas czyszczenia broni postrzelił śmiertelnie swojego kolegę Gerarda Wasielewskiego, zostanie najprawdopodobniej przedstawiony zarzut popełnienia przestępstwa nieostrożnego obchodzenia się z bronią.

Grozi mu za to od pół roku do 8 lat więzienia. Na razie nie można go nawet przesłuchać bowiem przebywa w irackim szpitalu w stanie silnego szoku. Trudno się dziwić, bowiem on i Gerard byli najlepszymi kolegami, razem chodzili na warty i patrole. Ojciec Gerarda prosił dowódców wojskowych, aby odstąpili od kary.

- Całkowicie zgadzam się z bratem - mówi pan Kazimierz. - Jedno życie zostało bezsensownie poświęcone i równie bezsensowne byłoby marnowanie drugiego życia.

Ostatnie pożegnanie

W piątek 30 grudnia odbyły się uroczystości pogrzebowe z udziałem władz państwowych i wojskowych z wiceministrem obrony na czele. Zmarłego kolegę żegnało dwóch żołnierzy stacjonujących w Karbali. Prezydent Kwaśniewski pośmiertnie awansował Gerarda na stopień kaprala. Jeden z dowódców przemawiając nad grobem Gerarda podkreślał jego cechy charakteru: "Nie było człowieka, który by źle o nim coś powiedział, ale też nie było człowieka, o którym Geruś powiedziałby złe słowo".

- Jestem dumny z bratanka, że taką opinię po sobie pozostawił - z trudem, bo żal ściska mu gardło, mówi Kazimierz Wasielewski. - Nie potrafię jednak pogodzić się z jego śmiercią.

Andrzej Olszewski

2004.01.07