Pod takim tytułem w czerwcu ubiegłego roku w "KM" ukazała się notatka w kwestii kładki, jaka rozciąga się nad torami łączącymi ul. Warszawską z ul. Curie-Skłodowskiej.

Od stałego Czytelnika, mieszkającego w jej bliskim sąsiedztwie otrzymaliśmy bowiem taki sygnał:

- Deski są spróchniałe, skutkiem czego mogą pęknąć pod ciężarem przechodzącego człowieka, skutkiem czego wyląduje on na dachu pędzącej lokomotywy, albo wagonów.

Sprawdziliśmy to i okazało się, że tylko jedna z desek pomostu, nieco wykruszona, wyginała się bardziej niż inne, co zilustrowaliśmy odpowiednim zdjęciem. W sumie alarm był może nieco i przesadzony, ale jako że zawsze lepiej dmuchać na zimne, niż się potem sparzyć, "KM" poinformował o tym fakcie stosowne służby miejskie.

Skaszanione przejście

I co? Ano z pozoru nic się nie działo, kładka jak stała tak stoi nadal, tyle że od 28 grudnia jest nieczynna. Stoi tam znak zakazu ruchu pieszych, a przejścia dodatkowo bronią dwie grube stalowe rury - fot. 1.

NIECO HISTORII

Kładka powstała w 1979 r. na okoliczność urządzanego wtedy w naszym mieście święta "Gazety Olsztyńskiej".

- Inwestycja ta miała podnieść prestiż imprezy, służąc wszystkim mieszkańcom miasta - wspomina Benedykt Elsner, ówczesny I sekretarz Komitetu Miejskiego PZPR.

Trzeba by dodać, iż w tych czasach ruch kolejowy w Szczytnie był ogromny i gdy tylko szlabany zapadły w dół, pod nimi lub w lukach między barierkami gromadnie przeciskali się zniecierpliwieni mieszkańcy miasta. To groziło nieobliczalnymi konsekwencjami, stąd pomysł na bezpieczne przejście. Podobnie było zresztą i w innych miastach naszego województwa. Kładki napowietrzne powstały w Nidzicy i Ostródzie, zaś Szczytno starając się przebić te miasta, planowało początkowo wykonać przejście podziemne, ale ze względu na ogromne koszty projekt nigdy nie wyszedł poza sferę marzeń.

EKSPERTYZA

Powracając do kładki i jej obecnego stanu, do dość długo służby miejskie czekały na wydanie ostatecznej ekspertyzy przez olsztyńskich specjalistów z NOT-u. Fachowcy najpierw kładkę przebadali, pomierzyli, obfotografowali itp., by w końcu wydać opinię o jej stanie technicznym, która wpłynęła do Urzędu Miejskiego tuż przed końcem ubiegłego roku.

Stoi w niej czarno na białym, iż deski wymagają wymiany (są zbutwiałe), zaś w kolejnym punkcie, że odnowienia w celu zabezpieczenia przed korozją (pomalowania stosowną farbą) wymaga cała konstrukcja stalowa.

Zaskakujący jest kolejny punkt i tu uwaga, bo mówi on o tym, iż pas górny (zaznaczony strzałkami) - fot. 2, czyli metalowa konstrukcja pomostu, na której spoczywają deski została zbudowana niezgodnie z krajową normą dotyczącą mostów i kolejną krajową normą dotyczącą konstrukcji stalowych, w związku z czym zagraża bezpieczeństwu użytkowników. Kładkę należy zamknąć - napisano w konkluzji.

Tak też uczyniono. Tyle że owe stwierdzenie ekspertów z NOT-u jest tak zaskakujące, iż zdumiało ogromnie nie tylko władze miasta, ale i piszącego o tym "Kurka". No bo jak to tak? Po 25 latach bezawaryjnego funkcjonowania przejścia okazuje się nagle, iż od samego początku było źle zaprojektowane, grożąc w każdej chwili katastrofą?

Oczywiście w ekspertyzie podany jest sposób poprawy konstrukcji owego pasa, nawet bez zamykania ruchu kolejowego, no ale mimo to Urząd Miejski wystosował kolejne pismo, tym razem do Biura Projektów Kolejowych w Gdańsku, czyli projektanta, aby wypowiedziało się w przedmiotowej sprawie.

PS.

Z nieoficjalnych źródeł "Kurek" dowiedział się, iż w chwili stawiania kładki nie wszystkie fabrycznie wykonane elementy pomostu pasowały do siebie. Wówczas zamiast przewidzianego skręcania tych elementów na śruby, postanowiono je spawać. W tym celu ściągnięto spawaczy z pobliskiej Uminy, którzy robotę tę wykonali. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można obecnie stwierdzić, że owa zmiana montażu (zamiast skręcania - spawanie), spowodowała, iż nie dotrzymano założeń projektowych, ergo nie zostały spełnione odpowiednie normy budowlane.

SPOSÓB NA TERRORYSTÓW

Jeszcze w ubiegłym roku przed kościołem pod wezwaniem św. Stanisława Kostki (ul. Niepodległości) ustawiono szereg znaków drogowych ograniczających, a właściwie zakazujących parkowania w bezpośrednim sąsiedztwie świątyni - fot. 3.

Znaki stoją gęsto, a często, jak widać na zdjęciu, przeważnie w dublecie. Tak, aby nikt już nie mógł się tłumaczyć, iż znaku nie dostrzegł. No i najważniejsze - pod znakami widnieje groźna tabliczka z wizerunkiem samochodu wciąganego na lawetę. Oto co czeka kierowcą za złamanie przepisów obowiązujących w tym miejscu - fot. 4.

Taki sam zestaw znaków ustawiono także przy kościele pod wezw. WNMP przy ul. Konopnickiej.

Wiadomo, znaki stojące na miejskich ulicach ustawia Urząd Miejski. Tyle, że w tym przypadku nie on był inicjatorem ograniczeń parkingowych, a policja. Władze samorządowe otrzymały pismo, w którym policja zaleca w okresie świąt i Nowego Roku takie właśnie obostrzenia, ale jeśli chodzi o motywację, to tej w zasadzie brak.

Oczywiście nie od dziś wiadomo, iż przykościelny odcinek ul. Konopnickiej w trakcie odprawianych nabożeństw, ślubów, chrzcin itp. bywał zastawiany samochodami tak gęsto, iż trudno było się tamtędy przecisnąć innemu pojazdowi. No tak, czy znaczy to jednak, iż teraz za sprawą znaków mamy tutaj luz i swobodę, i bez przeszkód można przejechać nawet wielką ciężarówką? Cóż, jak widać na kolejnym zdjęciu - fot. 5, przynajmniej niektórzy kierowcy ignorują zakaz.

Nie straszne są im lawety, grunt to wygoda. Za parkowanie w dogodnym dla siebie miejscu są gotowi wziąć na siebie ryzyko odholowania auta na składowisko złomu. Chyba... że nauczeni doświadczeniem, iż nikt nikogo spod kościołów nie odholował, lekceważą sobie zakaz.

I jeszcze jedno - mimo bowiem tego, o czym było wcześniej, iż znaki ustawiono tylko na okres świąt i Nowego Roku, tu uwaga, te przy kościele pod wezw. WNMP (ul. Konopnickiej) pozostaną, albowiem UM uznał, iż tak będzie bezpieczniej. A jeśli już o bezpieczeństwie mowa, to "Kurek" dowiedział się co spowodowało owe obostrzenia w parkowaniu przy kościołach, tyle że ze źródeł nieoficjalnych, skrzętnie ukrywanych przez policję, aby nie wywołać zbędnej paniki. O co mianowicie chodziło? Ano o zagrożenie atakiem terrorystycznym!!!

Uff, okres świat i Nowego Roku mamy już za sobą, zatem i groźbę ataków też - można odetchnąć.

2004.01.07