Samochody transportujące odpady zwierzęce do Długiego Borku omijają już centrum Szczytna. To reakcja dyrektora zakładu na pismo wojewody żądające przestrzegania warunków uciążliwego dla mieszkańców transportu.

Smród ominie centrum

GENERALNIE OK

Jak już informowaliśmy, na skutek licznych protestów mieszkańców Szczytna i turystów, sprawą uciążliwego transportu zwierzęcych odpadów zainteresowały się wreszcie władze miejskie i powiatowe. O wszystkim został też powiadomiony wojewoda. W piśmie do dyrektora zakładu "Saria" w Długim Borku zażądał natychmiastowego zaniechania naruszeń warunków decyzji zezwalającej na transport odpadów. Ten bowiem powinien być "prowadzony w sposób ograniczający uciążliwość odorową".

Dyrektor Zakładu w Długim Borku Sławomir Szot uważa jednak, że uwagi kierowane do jego firmy są niezasadne.

- W decyzji jest napisane, że nasze pojazdy mają być zabezpieczone przed wyciekami, a nie przed ulatnianiem się z nich smrodu - uzasadnia. - Owszem, transport nie powinien być zbyt uciążliwy dla mieszkańców, ale nigdzie nie zostało powiedziane, że pojazdy mają być szczelne jak termos.

- Czyli generalnie wszystko jest w porządku? - pytamy.

- A nie jest? - słyszymy w odpowiedzi.

Według dyrektora "Sarii", są inne, bardziej uciążliwe dla mieszkańców Szczytna i turystów źródła nieprzyjemnych woni, ale dla zachowania poprawnych stosunków z lokalnymi władzami nie chce ich wymieniać.

- Prowadzi się na nas nagonkę, a przecież pięć minut po przejeździe naszego autka nic już nie czuć - żali się dyrektor Szot. Przyznaje jednak, że odbierany przez niego towar z ubojni często nie spełnia odpowiednich wymogów ze względu na zbyt wysoką temperaturę.

- Ktoś tam to jednak wszystko nadzoruje i dopuszcza do transportu - tłumaczy się szef "Sarii".

- Ale to pana kierowcy policja może wlepić mandat - ostrzegamy.

- Każdemu można wlepić, nie tylko za smród - odpowiada.

Z kolei Sekretarz Powiatu Ryszard Dzwonkowski nie ma najmniejszych wątpliwości, że wydobywający się z samochodów "Sarii" odór jest wystarczającą podstawą dla policji do ukarania kierowcy pojazdu.

STRACHY Z PTASIĄ GRYPĄ

Dyrektor Szot po otrzymaniu pisma od wojewody podjął decyzję, aby pojazdy "Sarii" omijały centrum Szczytna. Te nadjeżdżające z kierunku Biskupca skręcają teraz w ulicę Konopnickiej, a dalej jadą ulicą Leyka, z kolei transport z Olsztyna po przejechaniu ulicy Chrobrego skręca na tory, a następnie jedzie ulicą Polną, Łomżyńską i Wileńską.

- Jeździmy teraz po dziurach, które wytyczył nam burmistrz. Moje samochody, które są w tej chwili nowe, niebawem będą nadawały się tylko na szmelc - ubolewa dyrektor, ale najwyraźniej nie chce się narazić na otwarty konflikt z wojewodą i samorządowcami. Ostrzega jednak wszystkich przed szykanowaniem jego firmy. Wkrótce bowiem może się okazać ona wielce przydatna wobec zagrożenia, jakie niesie "ptasia grypa".

"W przypadku wystąpienia tejże choroby na naszym terenie ilości padłych ptaków będą ogromne" - zapowiada w pismach adresowanych do starosty i burmistrza dyrektor Szot. "Jeżeli choroba zaatakuje drób, trzeba będzie przewieźć do utylizacji ok. 600 ton ptaków, jest to ilość szacowana z jednego kurnika, a musimy się liczyć z jeszcze większymi ilościami, bo są hodowle, nawet do 270 tys. szt."

Chociaż nie pada nazwa firmy, łatwo się domyślić, jaką dyrektor Szot ma na myśli.

- Fantazja ludzka nie ma granic, czego to ludzie nie wymyślą, żeby bronić swoich racji - nie bez irytacji komentuje tę wypowiedź Zbigniew Ronkiewicz, szef "Agronexu", największej firmy drobiowej w powiecie szczycieńskim. - Ludzie, którzy mają co najmniej średni iloraz inteligencji nie powinni mówić tego, co im ślina na język przyniesie.

Uspokaja, że ptasia grypa jego fermie nie grozi, chociażby z tego powodu, że ptaki są odizolowane od otoczenia.

- To nie ja straszę ptasią grypą. Cała Unia się boi - odbija piłeczkę dyrektor Szot.

Andrzej Olszewski

2005.08.24