Dwójka amerykańskich stypendystów ze Szczytna, Łukasz Frączek i Magdalena Jałoszyńska, po kilkumiesięcznej nieobecności przyjechała do domu na wakacje. Opowiadają "Kurkowi" o tym, jak nauka w Stanach zmieniła ich dotychczasowe życie.

Szkolne życie w Ameryce

W październiku ubr. "Kurek" przedstawił dwójkę szczycieńskich stypendystów, którzy dzięki swoim sportowym talentom i pomocy polonii amerykańskiej rozpoczęli naukę w Ameryce ("KM" nr 40/02, "Spełniony sen o Ameryce"). Po roku nauki wrócili do Polski, ale tylko na wakacje. Opowiadając "Kurkowi" o tym, jak zmieniło się ich życie, myślami byli już za oceanem, z nowymi przyjaciółmi i śmiałymi planami na przyszłość.

Trudne początki

Zarówno Łukasz Frączek, jak i Magda Jałoszyńska twierdzą, że pierwsze miesiące życia w Ameryce były dla nich wyjątkowe trudne. Najważniejszą barierą był język. Przeszkodą okazało się to, że w polskich szkołach zbyt duży nacisk kładzie się na naukę angielskiej gramatyki. Tymczasem najbardziej przydatna jest znajomość słownictwa, zwłaszcza... slangowego.

- Oczywiście tego można nauczyć się tylko podczas wyjazdu - mówi Magda.

Stypendyści nie mieli jednak większych kłopotów z posługiwaniem się na co dzień obcym językiem. Szybko też zaaklimatyzowali się wśród uczniów ze swoich klas. Łukasz miał nieco ułatwione zadanie, ponieważ przybył do szkoły wraz z trójką kolegów z olsztyńskiego liceum. Choć właśnie polskie przyjaźnie okazały się najsilniejsze, poznał swoich rówieśników pochodzących z tak egzotycznych krajów jak Tajlandia i Korea Południowa. Azjaci stanowią przeważającą część uczniowskiej społeczności.

- Niektóre Amerykanki są ładne, mnie jednak bardziej podobają się Tajki - opowiada Łukasz, pokazując zdjęcia koleżanek w szkolnym folderze. - Ale oczywiście Polki są najpiękniejszymi dziewczynami na świecie - dodaje po chwili.

Na przybycie Magdy wielu uczniów czekało z zaciekawieniem, bo miała być w ich szkole, a nawet mieście jedyną Polką.

- Już przy pierwszej wizycie zauważyłam polską flagę powiewającą na maszcie. W szkole przyczepiono karteczki z polskimi nazwami różnych przedmiotów. To było bardzo miłe - opowiada Magda. Szybko zaprzyjaźniła się z koleżanką z Niemiec, bo - jak twierdzi - miały wspólne, "europejskie" spojrzenie na wiele spraw.

Nauka, sport, plany

Sportowe uzdolnienia otworzyły stypendystom drzwi do urzeczywistnienia wielu marzeń. Jest to jednak jedynie szansa. Na sukces muszą zapracować sami.

- Mój dzień zaczyna się o piątej trzydzieści i jest zapełniony nauką i treningiem na boisku - mówi Łukasz. Efekty jego pracowitości i talentu da się już zauważyć. W tym roku szkoła Łukasza po raz pierwszy w historii dostała się do finału rozgrywek ligowych w piłce nożnej. Jego drużyna zajęła drugie miejsce, a na czternaście meczy tylko dwa razy poniosła porażkę. Takie wyniki bardzo cieszą dyrektora szkoły. Zgodził się na przyjazd kolejnej czwórki młodych polskich piłkarzy.

Łukasz ceniony jest zarówno na boisku, jak i w szkole. Pilnie przykłada się do angielskiego i zamierza przystąpić w tym roku do matury. A potem?

- Studia. Marzę, żeby przyjęli mnie na Harvard - zwierza się utalentowany osiemnastolatek.

Nie zamierza wrócić do Polski, ale nie planuje również zostać w Stanach.

- Chcę zamieszkać w którymś z krajów europejskich. Portugalia to wymarzony kraj dla piłkarza - mówi.

Także Magda poświęca prawie cały swój czas na naukę. Zdobywa wiele wyróżnień i wiążących się z nimi przywilejów. Za swój duży sukces uważa wybór jej osoby na tzw. "proctora".

- To osoba opiekująca się swymi szkolnymi kolegami, pomagająca im w ich problemach, pośrednicząca między uczniem a nauczycielem i prowadząca związaną z tym dokumentację. "Proctorami" zostało dwie osoby z szesnastu kandydatów - tłumaczy.

Przyjeżdżając do Stanów, Magda była zdecydowana przygotowywać się do studiów medycznych. Zmieniła jednak zdanie. Bardziej zainteresowała się tajnikami biznesu międzynarodowego. Po wakacjach zacznie uczyć się psychologii, literatury, zaawansowanej matematyki, statystyki i biologii na najwyższym poziomie. Będzie też trenować biegi przełajowe, zimą wróci do koszykówki, a wiosną będzie grać w tenisa ziemnego.

Kontuzja kolana, która "odezwała się" w Stanach, skłoniła Magdę do zapisania się na specjalne szkolenia rehabilitacyjne.

Od nowego roku szkolnego będzie opiekowała się w tym zakresie swoją własną grupą sportową.

Nie ma jeszcze sprecyzowanych planów na przyszłość, ale podobnie jak Łukasz, raczej nie wróci do Polski. Wybierze koledż oferujący sportowe stypendium.

- Pewnie będę przyjeżdżać tylko na wakacje, tak jak w tym roku. Pobyt w Stanach otworzył mi oczy na świat, poznałam ludzi z różnych zakątków ziemi i bardzo się usamodzielniłam - uważa zdolna stypendystka.

Polsko-amerykańska więź

- Na początku swojego pobytu w Stanach Łukasz był nieco onieśmielony tym wszystkim, co tu zobaczył - wspomina Peter Kraniak, Amerykanin, u którego zamieszkał zdolny piłkarz. - Szybko jednak odnalazł się w nowych warunkach. Traktuję go jak swojego syna - dodaje.

Dziś obydwaj panowie, choć mówią w różnych językach, zgodnie zapewniają, że bardzo dobrze im się żyje pod wspólnym dachem. Dzięki znajomości z Łukaszem, pan Kraniak zainteresował się swoimi polskimi korzeniami genealogicznymi. Jego dziadkowie, zarówno ze strony matki, jak i ojca wyemigrowali do USA na przełomie XIX i XX w. Peter Kraniak pamięta, że także jego rodzice mówili po polsku, ale niestety nie nauczyli go ani słowa w naszym języku. Podczas wizyty w ojczyźnie przodków, amerykański opiekun Łukasza zachwycał się wszystkim, co polskie. Odwiedził też posiadłość swoich pradziadów.

Magda Jałoszyńska miło wspomina kontakt z amerykańską polonią. Znajomi jej wujka mieszkającego w Stanach, zgotowali jej przyjęcie-niespodziankę z okazji urodzin.

- Amerykanie zapisują daty innym systemem. Przez ich pomyłkę obchodziłam urodziny aż trzy razy. Dostałam kartkę od dyrektora szkoły najpierw drugiego grudnia, potem dwunastego lutego. Kolejną niespodziankę szkolni przyjaciele przygotowali mi we właściwym terminie, tuż przed "Walentynkami" - opowiada Magda.

Stypendystka pracowała przez część wakacji opiekując się dziećmi i... końmi w stadninie. Pozostały czas poświęciła rodzicom w Polsce, tęskni już jednak do szkolnych znajomych i swojego amerykańskiego życia.

- To kraj wielkich możliwości. Jeżeli tylko będzie się bardzo czegoś chcieć i uparcie do tego dążyć, można wszystko osiągnąć - podsumowała swoje wrażenia z pobytu na drugim końcu oceanu.

Katarzyna Mikulak

2003.09.03