Do oddalonej o 180 km Gołdapi wybrało się jedenastu narciarzy-amatorów ze Szczytna, by wziąć udział w Biegu Jaćwingów. Przeżyliśmy wspaniałą przygodę i swoją radością chcemy podzielić się z Czytelnikami "KM".

W śnieżnej Gołdapi

Pomysłodawcą i organizatorem wyjazdu (5 lutego) był Artur Trochimowicz - uczestnik jednego z wcześniejszych biegów. Za jego namową ruszyliśmy do Zimowej Stolicy Warmii i Mazur. Wiodły nas tam szosy wijące się wśród szpaleru obsypanych śniegiem i zmrożonych szadzią drzew. Na miejscu okazało się, że w Gołdapi niepodzielnie króluje zima, a biały puch tworzy zaspy. Na szczęście organizatorzy, czyli Ośrodek Sportu i Rekreacji, Jednostka Wojskowa i Warmińsko-Mazurski Okręgowy Związek Narciarski, zadbali o właściwe przygotowanie tras biegowych. Wytyczono je w Lesie Kumiecie i biegły one przez bajeczną, otuloną śnieżną pierzynką krainę.

W mającym 19-letnią tradycję Biegu wystartowało 173 zawodników. Zmagania rozgrywano na dystansach 20 i 8 km. Na ten dłuższy z naszej ekipy zdecydowali się: Halina Biziuk, Artur Trochimowicz, Stefan Jankowski, Tomek Tomaszewski i Stanisław Bałdyga. Na krótszym pobiegli: Magdalena Łachacz, Marzena Kucharczyk, Agata Bielska, Grażyna Czerniawska, Bogusław Palmowski oraz niżej podpisana. Każdy z uczestników miał do przebiegnięcia odpowiednią ilość liczących 4 km pętli, czyli pięć lub dwie. Liczne podjazdy i zjazdy uatrakcyjniały zmagania i pozwalały na dokonanie właściwej oceny sił. Niczym strzały po zwycięstwo ruszyli zawodnicy, tuż za nimi, w bezpiecznej odległości amatorzy. Dla jednych rozpoczęła się rywalizacja, a dla drugich - zabawa. Bo tak, jak w każdych zawodach nastąpił podział na zabiegających o nagrody i na tych, którzy chcą przeżyć przygodę i pooddychać specyficzną atmosferą zmagań. A doping był wspaniały, stojąca przy trasie publiczność okrzykami: "Go, Go, dawaj, dawaj" - zagrzewała nas do wysiłku.

Wówczas mocniej przebieraliśmy kijkami i nogami, ale natychmiast wprawieni biegacze, krzycząc "heja" zmuszali nas do łapania pobocza. Szeroka droga to wznosiła się, to gwałtownie opadała w dół, czyniąc trasę malowniczą, ale i dość urozmaiconą. Przepiękna przyroda cieszyła oczy i, gdy zapatrzony zawodnik nagle zorientował się, że droga skręca, już lądował w białym puchu. Wielkim wyzwaniem był zjazd z góry, której stromy spad jednych uskrzydlał, innych powalał z nóg. Obierano różne metody pokonania góry. Dla przykładu, Magda Łachacz zrobiła głęboki przysiad i jak strzała pomknęła w dół; Marzena Kucharczyk narty zamieniła w sanki i trochę na deskach i trochę na siedzeniu też bezpiecznie zjechała. Inni, a wśród nich znalazła się niżej podpisana, odpinali narty. Pozostali twierdzili, że zjazd z tej wysokości był odlotowy.

Na mecie na uczestników czekały pamiątkowe medale oraz talon na wojskową grochówkę. Wszystkim narciarzom ze Szczytna udało się szczęśliwie ukończyć bieg, a radosne okrzyki: "Tak się bawi, tak się bawi Szczytno!" nie dziwiły nikogo.

Zazdrościmy Gołdapi takiej wspaniałej imprezy. W naszych głowach zrodził się pomysł, by również w Szczytnie zorganizować coś podobnego np. Narciarski Bieg Mazurów.

Dla Czytelników "Kurka Mazurskiego" wprost ze śnieżnej zaspy w Gołdapi

Grażyna Saj-Klocek

2005.02.09