Piątkowe popołudnie na zawsze już pozostanie w pamięci mieszkańców Wielbarka i okolic. Gwałtowana ulewa połączona z gradobiciem i wichurą spowodowała spustoszenia, o jakich wcześniej nikt tu nie słyszał. Drzewa i linie energetyczne łamały się jak zapałki, blokując na długie godziny drogi dojazdowe do miejscowości, a silny wiatr uszkodził bądź zerwał dachy kilkunastu budynków. - Przeżyliśmy horror - mówią świadkowie kataklizmu. galeria >>

 

Piątkowe popołudnie na zawsze już pozostanie w pamięci mieszkańców Wielbarka i okolic. Gwałtowana ulewa połączona z gradobiciem i wichurą spowodowała spustoszenia, o jakich wcześniej nikt tu nie słyszał. Drzewa i linie energetyczne łamały się jak zapałki, blokując na długie godziny drogi dojazdowe do miejscowości, a silny wiatr uszkodził bądź zerwał dachy kilkunastu budynków. - Przeżyliśmy horror - mówią świadkowie kataklizmu.

Wielbark w oku cyklonu

TRZY MINUTY GROZY

Początkowo nic nie zapowiadało nadchodzącej katastrofy. Piątkowe, nieco parne popołudnie 8 sierpnia nie różniło się specjalnie od innych letnich dni. Jednak kilka minut po godzinie 16.00 nad Wielbarkiem i sąsiednimi wsiami rozpętało się prawdziwe piekło. Od strony Jedwabna nadciągnęła potężna nawałnica.

- W pewnym momencie zrobiło się cicho jak przed burzą, niebo stało się czarne, ale słyszeliśmy tylko lekkie grzmoty - relacjonuje Danuta Wiśniewska z Wielbarka. - Nagle zaczęło padać, potem poczuliśmy silny wir i usłyszeliśmy grad walący o szyby. Echo było słychać wszędzie. Według mieszkańców wszystko trwało nie dłużej niż trzy minuty. Na dom, w którym mieszka wnuczka Danuty Wiśniewskiej z dziećmi, przewróciło się drzewo.

- Usłyszeliśmy huk. Wtedy zabrałam dzieci i uciekłam do sąsiadów. W moim mieszkaniu popękały ściany i sufit, a okna powypadały z futryn - mówi Karolina Sentowska – Flis.

HORROR NA CMENTARZU

Istny horror rozegrał się na wielbarskim cmentarzu. Tu wichura powyrywała z korzeniami ogromnych rozmiarów drzewa, które roztrzaskały nagrobki i połamały krzyże na mogiłach. Wiatr zerwał też połacie blachy z budynku stojącego na sąsiadującej z cmentarzem posesji szkoły. Kilka minut po nawałnicy przerażeni mieszkańcy przychodzili tu, by zobaczyć, co stało się z grobami ich bliskich.

- Mogiły mojego ojca już nie ma - macha z rezygnacją ręką Danuta Wiśniewska. Inni mieli nieco więcej szczęścia.

- Męża pomnik jest w całości, ale u sąsiada przewróciło tablicę. Trudno się było dokopać do grobu, bo drzewo, które spadło było bardzo ciężkie - opowiada Maria Wójtowicz. Podczas nawałnicy przebywała w domu. Ulewa była tak gwałtowna, że woda lała się do mieszkania nawet przez zamknięte, niedawno wymienione okna.

- Po prostu pływaliśmy po pokojach - relacjonuje pani Maria, która mimo dość sędziwego wieku nie przeżyła dotąd niczego podobnego. Nawałnica spustoszyła też przydomowe ogródki i pola.

CAŁY DOM DRŻAŁ

Kataklizm zniszczył bądź uszkodził kilkanaście dachów budynków mieszkalnych i gospodarczych. Jedną z poszkodowanych w ten sposób rodzin są państwo Dąbrowscy z ul. 1 Maja w Wielbarku. W chwili, gdy doszło do załamania pogody w domu przebywała Elżbieta Dąbrowska wraz z dwiema córkami i dwuletnim wnuczkiem. Syn akurat wyjechał do Olsztyna, a mąż, właściciel zakładu produkującego nagrobki, pracował na cmentarzu.

- Momentalnie zrobiło się czarno. Zdążyłam tylko zebrać pranie i pozamykać okna. Nie mogłyśmy jednak zamknąć drzwi, przez cały czas nawałnicy trzymałyśmy je z córkami. To była niesamowita siła. Cały dom wręcz drżał - opisuje pani Elżbieta. - Nagle rozległ się potworny huk i zrozumiałyśmy, że wiatr zrywa dach. Do domu zaczęła się lać woda - opowiada ze łzami. Z pomocą państwu Dąbrowskim od razu pospieszyli sąsiedzi, którzy przynieśli plandeki do zabezpiecznia uszkodzonego dachu.

- Nikomu nie życzę, by przeżył to, co my. Dzięki Bogu, że nikomu nic się nie stało - mówi pani Elżbieta. Kataklizm uszkodził też niedawno remontowany dach bloku na ulicy Kopernika. Wichura zerwała papę oraz fragmenty betonu.

- Myślałam, że umrę ze strachu jak grad zaczął walić o szyby - mówi jedna z mieszkanek, Helena Nowak. W jej mieszkaniu przecieka sufit, woda zniszczyła też podłogi. Niestety, wielu lokatorów nie miało ubezpieczonych mieszkań.

- Nikt się przecież nie spodziewał czegoś takiego – tłumaczą.

STODOŁY ZRÓWNANE Z ZIEMIĄ

Nawałnica dokonała spustoszeń także w okolicznych wsiach - Kołodziejowym Grądzie, Nowojowcu, Ciemnej Dąbrowie, Maliniaku i Zabielach. Żywioł przetoczył się też przez tereny dwóch pobliskich gmin - Szczytno oraz Świętajno. W pobliżu Wielbarka zrównał z ziemią budynki gospodarcze oraz poważnie uszkodził dachy domów. Chwile grozy przeżył jeden z mieszkańców Kołodziejowego Grądu, Stanisław Bojarski, który akurat wyszedł na pastwisko po krowy. Gdy rozpętała się wichura, postanowił skryć się w lesie. Szybko jednak stamtąd uciekł, bo dookoła jedno po drugim łamały się drzewa. Przerażony wybiegł na wolną przestrzeń i położył się na ziemi.

- Grad dosłownie bił mnie po plecach - opowiada rolnik. Nawałnica zerwała dach z jego obory i naruszyła konstrukcję budynku. Ucierpiały też urządzenia do chłodzenia mleka. Inny mieszkaniec wsi, Roman Kozicki, w trakcie nawałnicy był w domu z dziećmi.

- Jak wyszedłem zobaczyć, co się dzieje, zobaczyłem tylko jedną wielką ścianę wody - relacjonuje. Należącą do niego i sąsiada ogromną stodołę żywioł praktycznie zrównał z ziemią.

ŚCIANA ZŁAMANYCH DRZEW

Dramatycznie wyglądała sytuacja na drogach dojazdowych do Wielbarka. Połamane niczym zapałki drzewa zablokowały ruch. Drożna pozostała jedynie droga do Szczytna, choć i na niej mokre liście, igliwie i gałęzie utworzyły śliską breję, powodującą duże zagrożenie dla kierowców. Najgorzej było na drodze do Nidzicy. Tam połamane drzewa utworzyły na odcinku kilku kilkometrów istną ścianę. Zniszczony został także asfalt. Według szacunków strażaków, wichura złamała tu około 70 drzew. Pozrywała też linie średniego i wysokiego napięcia, pozbawiając prądu kilka tysięcy mieszkańców gminy.

Pełne ręce roboty mieli strażacy, którzy przez długie godziny usuwali skutki kataklizmu. Do działań zaangażowano nie tylko zawodowców ze szczycieńskiej komendy, ale także jednostki OSP m.in. z Wielbarka, Lipowca, Szyman, Rozóg, Spychowa, Świętajna oraz dwie z powiatu nidzickiego. W sumie w akcji brało udział 90 strażaków. W pierwszej kolejności zajęli się oni wycinaniem powalonych na jezdnie drzew oraz usuwali zagrażające bezpieczeństwu mieszkańców elementy konstrukcji budynków nadwerężonych przez żywioł. Tylko na samej drodze do Nidzicy pracowały cztery jednostki OSP. Chwili wytchnienia nie mieli też energetycy. Musieli oni praktycznie od podstaw odbudowywać zerwane przez nawałnicę linie.

RAZ NA STO LAT

W piątek o 17.00 w siedzibie szczycieńskiej komendy straży pożarnej zebrał się zespół zarządzania kryzysowego pod przewodnictwem wicestarosty Kazimierza Oleszkiewicza. W jego skład weszli przedstawiciele policji, straży, Zarządu Dróg Powiatowych oraz rejonu energetycznego. Wieczorem na jego posiedzenie przybył również wojewoda Marian Podziewski z zastępcą komendanta wojewódzkiego straży pożarnej. Około godziny 20.00 zespół udał się do Wielbarka, by na miejscu zorientować się w rozmiarach szkód.

Starszy kapitan Jacek Matejko, oficer prasowy KP PSP w Szczytnie przyznaje, że podczas swojej przeszło dwudziestoletniej służby w straży pożarnej nie zetknął się z podobnym kataklizmem.

- Coś takiego zdarza się raz na sto lat. Kiedyś oglądaliśmy podobne sceny w amerykańskich filmach katastroficznych, teraz, niestety, to się zaczyna dziać u nas w rzeczywistości - mówi Jacek Matejko.

DZIELNI MIESZKAŃCY

Mieszkańcy Wielbarka i okolic w krytycznym momencie stanęli na wysokości zadania. Zanim na miejsce dotarli strażacy, którzy po drodze musieli usuwać z jezdni powalone drzewa,

miejscowi, nie czekając na nich, sami zaczęli walczyć ze skutkami nawałnicy.

- Każdy, kto dysponował pilarką, zgłaszał się do wycinania połamanych drzew. Dzięki postawie tych ludzi w krótkim czasie udało się usunąć konary najbardziej zagrażające bezpieczeństwu. Należą się za to wielkie podziękowania - mówi mł. kpt. Janusz Zyra, dowódca Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej KP PSP w Szczytnie. Do działań włączyli się także pracownicy tartaku Swedwoodu. Zakład udostępnił sprzęt ciężki, za pomocą którego usuwano drzewa z dróg. Ludzie okazywali sobie również pomoc sąsiedzką podczas zabezpieczania uszkodzonych dachów oraz w trakcie prac porządkowych.

Mimo kataklizmu, w sobotę wielbarczanie wzięli udział w akcji poboru krwi. W świetlicy GOK-u stawiło się 31 osób, z czego życiodajnym płynem z innymi podzieliło się 26. Wśród nich znalazło się wielu strażaków miejscowej OSP. W sumie oddano 11 litrów i 700 ml krwi. Zachowaniem mieszkańców podbudowany jest wójt Grzegorz Zapadka.

- Są różne konkursy i zawody, ale mogę śmiało powiedzieć, że w tym nasi mieszkańcy oraz strażacy byli bezapelacyjnie najlepsi - mówi wójt, chwaląc też działania innych służb usuwających skutki nawałnicy.

MILIONOWE SZKODY

Według wstępnych szacunków w samych tylko gospodarstwach domowych kataklizm wyrządził szkody na co najmniej 1 mln złotych.

- Do tego dochodzą jeszcze straty w energetyce, infrastrukturze drogowej i komunalnej oraz w lasach. W sumie może to być nawet 3-4 mln złotych - szacuje wójt Zapadka.

Mieszkańcy dotknięci skutkami nawałnicy mogą liczyć na pomoc z MSWiA oraz z Urzędu Wojewódzkiego. Najbardziej poszkodowani otrzymają zasiłki celowe.

Usuwanie wszystkich skutków nawałnicy potrwa jeszcze kilka tygodni. W poniedziałek 11 sierpnia przed południem prądu nie było w około 40 gospodarstwach indywidualnych, położonych głównie na terenach kolonijnych w okolicach Nowojowca, Jesionowca, Kołodziejowego Grądu oraz w niektórych domach w Wielbarku.

PS. Osoby, które chcą pomóc ofiarom nawałnicy, mogą się zgłaszać do Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Wielbarku.

Ewa Kułakowska