Stało się tradycją, iż spora część mieszkańców miasta wita Nowy Rok na placu Juranda i w jego najbliższych okolicach. Z roku na rok ubywa jednak widzów, no bo minęły chyba bezpowrotnie czasy, kiedy z ratuszowej wieży sypały się girlandy sztucznych ogni, z jej szczytu i okien odpalano najrozmaitsze fajerwerki, a orędzie głowy grodu napawało lud otuchą.

Wiwat Nowy Rok!

Jest coraz skromniej, rakiety odpalane są w mniejszej liczbie, w dodatku co roku z innej strony ratusza, tak iż zdezorientowani widzowie nie wiedzą gdzie się ustawiać. Czy nad jeziorem, czy na palcu, czy wreszcie w okolicach ronda.

Tym razem największa liczba osób żegnających stary i witających Nowy Rok zgromadziła się właśnie wokół ronda. I słusznie, bo z chwilą wybicia północy rakiety zaczęły nadlatywać od strony Jeziora Domowego Małego, a efekty ich rozpadu w przestworzach najlepiej było właśnie obserwować właśnie z okolic ronda.

Wbrew wcześniejszym zapowiedziom na placu nie widać było burmistrza miasta.

Zamiast niego musiała dwoić się i troić przewodnicząca Rady Miejskiej, nie nadążając z życzeniami i noworocznymi toastami, jakimi zasypywali ją znajomi i nieznajomi, wspólnie witający Nowy Rok. Ogólnie na Placu Juranda i w jego okolicach było dość kolorowo, ogniście i głośno, no ale jak inaczej spędzać Sylwestra, jeśli nie przy ogniu rac, fajerwerków i innych efektów świetlno-akustycznych. Wszak dzień taki jest tylko jeden w roku, a świeże i mroźne powietrze oraz śnieg jaki wówczas spadł dał temu naszemu wspólnemu świętowaniu znakomitą, niezapomnianą oprawę.

Podczas gdy większość przybyłych na wspólne witanie 2004 roku gromadziła się wokół ronda, plac Juranda zaanektowali młodzi ludzie. Przynieśli ze sobą nie tylko szampana, ale i najrozmaitsze środki pirotechniczne, które odpalali w nadmiarze, nie czekając nawet Nowego Roku. Tu i tam strzelały na placu petardy, tryskały ogniste fontanny siejąc strach i zamieszanie pośród innych, bardziej spokojnych uczestników święta. Nadmierny wigor przybierał różne formy. Nie wystarczało im opróżnienie flaszek z szampanem, więc ciskali butelkami wokół, dobrze, że najczęściej w kierunku fosy, a nie tłumu zabawowiczów.

Dzięki temu jedynie ratusz ucierpiał, bo rzucona butelka wybiła jedno z okien w pomieszczeniach zajmowanych przez wydział rozwoju miasta. Nie obyło się jednak bez poważniejszych wypadków, gdy w ruch poszły petardy. Jedna z nich zraniła 16-letnią dziewczynę, która z uszkodzeniem oka trafiła do olsztyńskiego szpitala i walczy o utrzymanie wzroku.

Dla niej tegoroczne witanie Nowego Roku na pewno będzie niezapomnianym przeżyciem, przywołującym jednak tylko smutne wspomnienie. Bo też i coraz smutniejsze, mniej okazałe, a bardziej niebezpieczne są publiczne sylwestry na placu Juranda.

(map)

2004.01.07