- To zwykłe oszustwo - mówi o postępowaniu szczycieńskich działaczy Samoobrony mieszkaniec miasta Ryszard Dąbrowski. W zamian za zebranie co najmniej 45 podpisów popierających kandydatów tej partii, mieli go zgłosić na członka komisji wyborczej. Zadanie wykonał, ale w komisji się nie znalazł.

Wrabianie w podpisy

DZIWNY WYMÓG

Choć od wyborów parlamentarnych upłynęło już kilka tygodni i związane z nimi emocje opadły, to Ryszard Dąbrowski ze Szczytna wciąż odczuwa duży zawód i niesmak. Wszystko zaczęło się od tego, że chciał być członkiem komisji wyborczej. Nie kryje, że zależało mu głównie na tym, by trochę zarobić.

- Jestem bezrobotny, więc pomyślałem, że to dobry sposób na podreperowanie domowego budżetu, a przy okazji możliwość pożytecznego spędzenia czasu - mówi pan Ryszard.

Od znajomych dowiedział się, że członków komisji rekomendują poszczególne komitety wyborcze. Traf chciał, że pan Ryszard zgłosił się do biura szczycieńskiej Samoobrony, choć sam do tej partii nigdy nie należał.

- Po prostu wracałem z rynku i akurat do nich zaszedłem - opowiada mieszkaniec Szczytna.

W biurze poinformowano go, że zostanie zgłoszony do komisji pod warunkiem, że zbierze minimum 45 podpisów popierających kandydatów z partii Andrzeja Leppera. Trochę go to zdziwiło.

- Z tego, co wiem, tylko Samoobrona stawiała taki wymóg - mówi. Mimo to wziął stosowne druki i zaczął zbierać wśród sąsiadów podpisy.

OSZUKANY I WYKORZYSTANY

Wkrótce z gotową listą trafił ponownie do biura Samoobrony. Zgodnie z umową, w obecności pana Ryszarda członek partii wypełnił formularz, na którym zgłosił go do składu komisji wyborczej.

- Kilka dni później spotkałem tego pana w mieście. Zapewniał mnie, że zgłoszenie trafiło już do Urzędu Miejskiego - relacjonuje pan Ryszard.

To w pełni go uspokoiło, ale nie na długo. Jakiś czas potem spotkał znajomą, która również zgłosiła się do pracy w komisji. Ze zdziwieniem usłyszał od niej, że ma już ona wyznaczony termin szkoleń przygotowujących do pracy przy wyborach. Pan Ryszard udał się więc do urzędu, by dowiedzieć się, co z jego miejscem w komisji. Tam czekał go srogi zawód.

- Od pani z biura rady dowiedziałem się, że wniosek z moją kandydaturą w ogóle nie został złożony - wspomina.

Od razu postanowił wyjaśnić sprawę. W siedzibie Samoobrony usłyszał, że miał pecha. Z nadmiaru chętnych do zasiadania w komisjach wyborczych trzeba było bowiem przeprowadzić wewnętrzne losowanie, które, jak się okazało, nie było dla niego pomyślne.

- Czuję oszukany i wykorzystany - mówi Ryszard Dąbrowski.

Najbardziej ubolewa jednak nad tym, że zlekceważył ostrzeżenia swoich znajomych, którzy widząc, że zbiera podpisy dla Samoobrony, zwracali mu uwagę, że może być wystawiony do wiatru.

SPRAWA DLA PROKURATORA

Alfred Sobolewski odpowiedzialny z ramienia Samoobrony za zgłaszanie kandydatów do komisji wyborczych tłumaczy nam, że pan Ryszard nie mógłby się w niej znaleźć, ponieważ nie jest członkiem tego ugrupowania. Sekretarz miasta Lucjan Wołos zapewnia jednak, że to nieprawda.

- Zgodnie z prawem kandydatów na członków komisji wystawia komitet wyborczy, ale taka osoba wcale nie musi należeć do partii - mówi.

Według niego wymuszanie zbierania podpisów w zamian za obietnicę zgłoszenia do komisji wyborczej to działanie naruszające przepisy.

- Należy to traktować jako zwykłe wyłudzenie. Jeśli takie zdarzenie miało miejsce, trzeba o tym powiadomić prokuraturę - twierdzi sekretarz Wołos. Dodaje, że choć do niego nie dotarły żadane oficjalne skargi i sygnały, to jednak słyszał o podobnych przypadkach.

NIESMAK PRZEWODNICZĄCEGO

Przewodniczący szczycieńskiej Samoobrony Rafał Kiersikowski zapewnia, że w tej sprawie nie miał żadnego udziału. Podczas kampanii wyborczej pracował w Olsztynie na rzecz byłego już posła Mieczysława Aszkiełowicza. Obiecuje, że wobec winnych zostaną wyciągnięte konsekwencje, a sprawa będzie dokładnie wyjaśniona.

- Czuję się tak jak pan Dąbrowski - zniesmaczony i oszukany. Zaufałem nieodpowiednim osobom. Ze swojej strony mogę tylko przeprosić za tych ludzi, którzy uważają, że partia polityczna to przedszkole - mówi Kiersikowski.

Ewa Kułakowska/Fot. E.Kułakowska