Krystyna Franaszek ze Szczytna straciła wiele czasu

i nerwów, próbując dochodzić swoich racji u Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego. Sprawa dotycząca zgłoszenia przez nią samowoli na działce letniskowej w Kobylosze ciągnęła się sześć lat, by ostatecznie trafić do szczycieńskiego Sądu Rejonowego. Ten skazał powiatowego inspektora nadzoru Juliana R. oraz jego podwładną Bożennę P. na pół roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata za to, że nieumyślnie nie dopełnili swoich obowiązków, prowadząc postępowanie w sposób nierzetelny i niezgodny z przepisami.

Wyrok bez satysfakcji

„SPUCHNIĘTY” DOMEK

Krystyna Franaszek i jej córka są właścicielkami niedużej działki nad jeziorem w Kobylosze. Dawniej stanowiła ona całość wraz z sąsiednią posesją, ale przed laty doszło do ich podziału. Wtedy ówczesny właściciel terenu, ojciec pani Krystyny, drugą część działki sprzedał mieszkańcowi Szczytna. Nabywca gruntu postawił tu najpierw wiatę, którą potem systematycznie obudowywał sklejką. W ten sposób powstała nieduża budka o powierzchni około 12 m2, podobna do tej, która do dziś stoi na działce pani Krystyny. W 2002 r. maleńka konstrukcja zaczęła się niespodziewanie powiększać.

- Wtedy sąsiad wylał fundamenty pod nowy obiekt. Nagle dotychczasowa budka zaczęła „puchnąć”, rozrastając się do ponad 30 m2 powierzchni i przy okazji o ponad 1 metr wchodząc w moją działkę - opowiada pani Krystyna. - Sąsiad cały czas tłumaczył, że nie buduje nowego domku, lecz remontuje poprzedni obiekt - dodaje kobieta. Wobec tego postanowiła złożyć wniosek do Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego w Szczytnie, by ten wszczął postępowanie administracyjne w sprawie budowy domku letniskowego bez zezwolenia.

- Przez miesiąc nie było żadnego odzewu z jego strony. Otrzymałam odpowiedź dopiero po osobistej interwencji u inspektora - relacjonuje pani Krystyna. Urzędnik tłumaczył jej, że obiekt jest remontowany, a nie rozbudowywany. Potwierdzeniem tego miał być m. in. fakt, że domek powstał ze starego, rozbiórkowego materiału.

- Pan R. stwierdził to, nie będąc nawet na miejscu, ani nie sporządzając na ten temat notatki służbowej - wspomina Krystyna Franaszek.

SZEREG UCHYBIEŃ

Kobieta kilka razy odwoływała się do Wojewódzkiego Inspektora Nadzoru Budowlanego w Olsztynie. Ten z kolei decyzje szczycieńskich urzędników umarzał i przekazywał im do ponownego rozpatrzenia. Taka sytuacja trwała do 2007 roku. Wtedy Krystyna Franaszek straciła cierpliwość i zgłosiła sprawę do prokuratury. Prokuratorskie postępowanie doprowadziło do oskarżenia Julina R. oraz jego podwładnej Bożenny P. o nieumyślne niedopełnienie obowiązków poprzez nierzetelne i sprzeczne z zapisami Kodeksu Postępowania Administracyjnego nierozpatrzenie złożonego w 2002 r. wniosku Krystyny Franaszek. Urzędnikom zarzucono szereg innych uchybień dotyczących niedopełnienia obowiązku przeprowadzenia postępowania wyjaśniającego, dokładnego wyjaśnienia stanu faktycznego, rozpatrzenia sprawy w ustawowym terminie oraz zaniechania zebrania i rozpatrzenia materiału dowodowego. Wyrok zapadł 14 października przed Sądem Rejonowym w Szczytnie. Julian R. oraz Bożenna P. zostali uznani za winnych zarzucanych im czynów i skazani na sześć miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata.

- Takie rozstrzygnięcie to dla mnie żadna satysfakcja. Straciłam przecież sześć lat na wyjaśnienie tej sprawy, a ostatecznie nic nie wskórałam - mówi rozżalona Krystyna Franaszek, dodając, że wciąż nierozwiązana pozostaje kwestia zbudowanego na sąsiedniej posesji domku letniskowego.

- Przez jego postawienie moja działka, i tak przecież niewielka, straciła na wartości. Po tym wszystkim już nawet nie chce mi się tu przyjeżdżać, by odpoczywać latem - mówi pani Krystyna.

JESTEŚMY LUDŹMI UCZCIWYMI

Wyrok wydany przez szczycieński sąd jest nieprawomocny. Skazani urzędnicy zamierzają się od niego odwołać. Julian R. w rozmowie z „Kurkiem” stwierdził, że sprawa nie nadawała się do sądu karnego, lecz administracyjnego. Według niego doszło tutaj do pomyłki i „ktoś się zagalopował”. Zdecydowanie odrzuca oskarżenia, że zignorował wniosek Krystyny Franaszek. Tłumaczy, że przecież postępowanie cały czas się toczyło, a przekraczanie przez niego terminów nie było dłuższe nie 2-3 dni. Zapewnia też, że domek w Kobylosze został wybudowany na podstawie pozwolenia na budowę. Według niego cała sprawa to element sąsiedzkiej waśni, do której, jak zresztą w wielu innych przypadkach, został wciągnięty nadzór budowlany. Julian R. przekonuje również, że sąsiad pani Krystyny wcale nie wszedł na jej działkę. Jego zdaniem kobieta nie ma na to żadnych dowodów w postaci chociażby dokumentu wydanego przez geodetę. Całą sprawę odbiera jako zemstę. - My pracujemy uczciwie, jesteśmy ludźmi uczciwymi i nie można nas tak traktować. Czuję się całkowicie pokrzywdzony - mówi Julian R. Urzędnik nie zamierza też rezygnować ze swojego stanowiska.

- Bo nie ma ku temu żadnych podstaw - uzasadnia.

Decyzji dotyczącej inspektora nadzoru nie podjął jeszcze starosta Jarosław Matłach.

- Czekam na uprawomocnienie się wyroku. Wtedy zobaczymy, co będzie dalej. Pan R. pracuje tyle lat, że nie ma podstaw do tego, żeby od razu go skreślać - twierdzi starosta, dodając, że może odwołać urzędnika tylko na wniosek Wojewódzkiego Inspektora Nadzoru Budowlanego.

Ewa Kułakowska/Fot. A. Olszewski