Zaledwie kilka godzin wytrzymał w szczycieńskim Areszcie Śledczym Mirosław S. Krótko po osadzeniu, we wtorek 6 stycznia, popełnił samobójstwo. Okoliczności zdarzenia bada szczycieńska prokuratura.

Z aresztu w zaświaty

Areszt za znęcanie

We wtorek o godz. 10.30 Sąd Rejonowy w Szczytnie zastosował 3-miesięczny areszt tymczasowy wobec 47. letniego mieszkańca Szczytna Mirosława S. Prokurator zarzucił mu usiłowanie odbycia stosunku płciowego z przysposobioną, niepełnoletnią córką. Efektu nie osiągnął ze względu na interwencję członków rodziny. Zdarzenie miało miejsce w nocy z 2 na 3 stycznia br. Aresztowanemu postawiono też zarzut znęcania się nad rodziną, poprzez wszczynanie w domu awantur, w trakcie których wyzywał członków rodziny obelżywymi słowami, używał wobec nich przemocy, a także niszczył sprzęty gospodarstwa domowego. Nie był zresztą Mirosław S. nowicjuszem. Bo zarzucane mu przestępstwa dokonał w warunkach recydywy. Niewiele czasu bowiem upłynęło od momentu opuszczenia przez niego murów więzienia, za którymi przebywał za takie samo przestępstwo, czyli znęcanie się nad tą samą rodziną - żoną i piątką dzieci.

- Nic nie wskazywało na to, by był on osobą niepoczytalną czy chorą psychicznie - usłyszeliśmy od sędziego Jana Sterańca, który w imieniu sądu zastosował wobec późniejszego samobójcy areszt.

Nie było oznak

Według prokuratora rejonowego Cezarego Kamińskiego podobne przypadki samobójstw zdarzają się, choć nie są na porządku dziennym.

- W ostatnim dziesięcioleciu były takie może dwa, może trzy zdarzenia - powiedział "Kurkowi".

Postępowanie prokuratorskie ma na celu stwierdzić nie tylko przyczyny, dla których aresztant posunął się do tak desperackiego czynu, ale także i to, jakim sposobem w ogóle mogło do niego dojść.

- Za wcześnie jeszcze wyciągać wnioski, nie mogę też ujawnić, czego osadzony użył do popełnienia samobójstwa - mówi prokurator dodając, że jak ktoś bardzo chce, to wykorzysta najróżniejsze przedmioty. - Ze wstępnych ustaleń wynika, że w zachowaniu więźnia nie było jakichkolwiek niepokojących oznak, które mogłyby wskazywać na samobójcze skłonności.

Sznurówek i pasów nie odbierają

Z nieoficjalnych źródeł "Kurek" dowiedział się, że za stryczek posłużyły aresztantowi jego własne... sznurowadła.

I to jest niecodzienne, bo osoby trafiające do aresztu, na "dzień dobry" są przecież pozbawione wszystkich przedmiotów, które mogłyby być przez nie wykorzystane do autodestrukcji. Taka przynajmniej wizja więzienia kształtowana jest przez kinematografię.

- To już przeszłość, kiedy więźniom odbierało się sznurówki, pasy, szelki itp. Obecnie następuje coraz większa humanizacja odbywania kary. Więzień ma prawo mieć przy sobie przedmioty codziennego użytku. Tylko metalowe rzeczy, jak np. sztućce, zastąpione zostały przez plastikowe - mówi major Stanisław Zuzelski, dyrektor Aresztu Śledczego w Szczytnie.

O szczegółach wtorkowego zdarzenia nie chce mówić. Stwierdza jedynie, że już w tym roku w całym kraju zanotowano trzy przypadki samobójstw wśród więźniów. Potwierdza opinię prokuratora, że w samym Szczytnie zdarzenia takie występują sporadycznie.

Coraz rzadsze są też wśród więźniów inne autodestrukcyjne działania, jak np. samookaleczenia.

- Prowadzona jest praca wychowawcza przez psychologów i psychiatrów. Więźniowie mają też swojego kapelana. Odbywa się z nimi wiele rozmów, niektórzy nawet sami się do psychologa zgłaszają, jak mają jakieś kłopoty - mówi dyrektor Zuzelski.

Między innymi na podstawie takich rozmów, analizy stanu psychicznego, aresztant np. przydzielany jest do celi. Może to być jednoosobowy "apartament", albo też i 12-osobowa zbiorówka. Czasem w takiej celi zbiorowej przebywa nawet i 15 więźniów. Generalnie szczycieński areszt jest przepełniony.

Powinno w nim przebywać 145 osób, a jest 160. Wśród nich niewiele ponad połowa to ci, wobec których został zastosowany środek zapobiegawczy w postaci aresztu tymczasowego. Pozostali to skazani, którzy odbywają tu już "regulaminową" karę więzienia, a przebywają w Szczytnie ze względu na toczące się przeciwko nim inne postępowania.

Jak wielu strażników pilnuje przepełnionego aresztu? Tego dyrektor Zuzelski też nie chce ujawnić. Przyznaje jedynie, że pracownicy więziennictwa nie są dobrze opłacani, co nie tak dawno "owocowało" pogotowiem strajkowym. Areszt boryka się też z problemami finansowymi. Pod koniec roku brakowało pieniędzy na opłacenie rachunków za podstawowe media. Praca nie jest więc tam ani łatwa, ani przyjemna, ani nawet godziwie opłacana.

Panujące w szczycieńskim areszcie warunki nie były raczej motywem dla Mirosława S., gdy rozstawał się z tym światem. Być może 47-letni recydywista uznał, że kolejny wyrok będzie tak długi i dolegliwy, że czekanie na kilka następnych chwil wolności nie ma już sensu?

(olan, hab)

2004.01.14