Jak wspomniałem ostatnio, w moich gawędach kuchenno- gastronomicznych nastąpiła mała przerwa, gdyż w doborowym towarzystwie fachowców także od gotowania i podjadania wybraliśmy się na dwutygodniową włóczęgę po Norwegii i Szwecji.

Turystycznie są to miejsca absolutnie godne obejrzenia. Można tam w promieniu paru kilometrów wypoczywać nad pięknym jeziorem wielkości kilkudziesięciu Sasków czy Wałpuszy, po czym wspiąć się na wysokość 1500 metrów i osobiście polizać lodowiec, a następnie zjechać z pieca na łeb do fiordu i podziwiać ogromny wycieczkowiec cumujący pomiędzy górskimi szczytami.

Korzystanie z usług norweskiej gastronomii jest cokolwiek ryzykowne. Z dwóch powodów zresztą. Po pierwsze, to ceny absolutnie (g)astronomiczne. Najtańsze danie, jakie znalazłem w malutkiej kawiarence na przedmieściach Oslo - porcja prażonej kukurydzy to 20 koron (10 zł), ale już porcja odrobinę większa kosztuje 35 koron. Przepraszam, zapomniałem o malutkim miasteczku wypoczynkowym Balestrand nad pięknym Sognefiordem. W piekarni można wcześnie rano zjeść śniadanie za marne 30 koron, tj. kawę z kawałkiem pizzy lub croissantem. W tym też miasteczku zauważyłem jedyną na całej liczącej 4 tys. km trasie smażalnię ryb! I to w Norwegii, gdzie ryby są drugą po ropie naftowej gałęzią narodowej gospodarki! Żeby było śmieszniej, smażalnia ta mieści się w morskim akwarium!

W samym Oslo gastronomia jest, jak na stolicę przystało, wykwintna, restauracje w słoneczne popołudnia wychodzą na ulice efektownymi ogródkami. Najpiękniejszy z nich umieszczony jest w... podcieniach miejscowej katedry. Pal diabli stolicę, gdzie ceny najprostszej potrawy w restauracji zaczynały się od trzech cyfr, jak np. eplekake med is, czyli coś w rodzaju naszej szarlotki na gorąco z lodami na wierzchu. Taka przyjemność w Kołobrzegu kosztuje w sezonie 12 złotych, a w tejże katedralnej kawiarni 120 koron. O finnebiff (mięso z renifera w śmietanie) z borówkami na zimno nie wspomnę. Kilkaset złotych za taką przyjemność może odebrać apetyt. Zresztą sami Norwegowie narzekają na swoją gastronomię i tutaj drugi powód, dla którego odwiedzanie tamtejszych knajpek nie jest zbyt atrakcyjnym sposobem wypełniania wolnego czasu.

Otóż cała, niespodziewanie dla jej mieszkańców także, bogata od niedawna Norwegia, dryfuje bardzo szybko w stronę USA! Styl życia, preferowane marki samochodów, a przede wszystkim niezwykle popularnych ciężkich motocykli, także styl żywienia, przypomina mi odwiedzany wiosną Texas. Szok przeżyłem w olimpijskim Lillehammer. Gdzie jak gdzie, ale w tym norweskim Zakopanem liczyłem na coś naprawdę oryginalnego. Niestety, zarówno w pięknie zaprojektowanej restauracji Nikkers, jak i zabytkowej Svare Berg oferowano przede wszystkim fast food typu kilka odmian hot dogów, hamburgerów itp. Jedyną jadalną potrawą były omlety w kilkunastu wydaniach po przynajmniej 80 - 90 koron sztuka. Dla niedowiarków mam sfilmowane menu.

W sumie jednak źle nie było. Zabrane z Polski zapasy oraz talent najlepszego kucharza polskiej energetyki nie pozwoliły na utratę tak cennych kilogramów niżej podpisanego. Nawet wprost przeciwnie. Gdy dodać do tego zebrane, ot tak sobie przy okazji, prawdziwki, koźlaki czy rydze (!) na jadłospis nie można narzekać.

Trafiliśmy też w końcu na knajpkę, też nie tanią jak na naszą kieszeń, ale cenowo do wytrzymania. Wysoko w górach na trasie z Bergen do Oslo - dokładnie pośrodku - jest mała miejscowość Tyinkrysset i zajazd Filefjell. A w zajeździe kelnerka, kasjerka i w ogóle gospodyni rodem spod Rzeszowa. Poproszona o naprawdę dobre miejscowe norweskie danie zaproponowała nam zupę drwali czyli mojo.

Składa się ona przede wszystkim z baraniny, ziemniaków, soi, marchwi i diabli jeszcze wiedzą czego. Normalny człowiek nie jest w stanie zjeść więcej niż pół talerza, ale co to dla nas! Pycha absolutna! Do tego, już bez pań, czyli Olo i Wasz sprawozdawca kulinarny zażyczyli sobie jeszcze miejscowego, świeżo złapanego w strumieniu pstrąga w zaprawionej ziołami śmietanie. Świetnego, o lekko różowym mięsie, wyjątkowo soczystym, a jednocześnie lekko podpieczonym. To, nie chwaląc się, był już wyczyn. Wszystko za marne 350 koron! Norwegia to piękny kraj!

Wiesław Mądrzejowski

2005.09.07